Ja chodzę do takiej groty solnej (mówię na to komora), piekna i duza nie jest, ale na pewno relaks super, prawie zawsze zasypiam, w tle szum morza, ciemno, dwa koce i odlatuje. O skórze nic nie moge powiedzieć, jest jak jest, ale wierzę w ogólnie zdrowotne działanie.
Moja komora jest na ulicy Nad Wierzbakiem w Poznaniu, polecam - kultura, przytulnie, ok.
hmm.. i coś mi świta,że w poznaniu są GROTY SOLNE, ale to bardziej dla relaxu, a i gdzieś przed Gądkami, albo w Gądkach OBSERWATORIUM ASTRONOMICZE.
" />Grota Solna w Poznaniu.
Czasami odwiedzam grotę solną w Poznaniu. Ja się wspaniale relaksuję a mała bawi się foremkami w soli. www.galos.poznan.pl
Witajcie,
W połowie grudnia dwóch KoLibrantów Oddziału Warszawskiego: Lesław Sierocki, i Janek Bielicki, odbyło podróż na Ukrainę, w ramach zaproszenia wystosowanego przez młodzieżowy oddział partii Nasza Ukraina. Wyjazd zakończył się pełnym sukcesem, przeprowadzono wiele konstruktywnych rozmów, nawiązano wiele kontaktów, mamy nadzieję że zaowocują one ciekawymi, międzynarodowymi projektami. Wyjazd był ponadto wspaniałą przygodą, o której chcielibyśmy wam wszystkim opowiedzieć.
Chcielibyśmy zaprosić Was serdecznie na pokaz zdjęć z Ukrainy. Towarzyszyć mu będą opowieści o małych i dużych niespodziankach napotkanych na Ukrainie. Opowiemy jak prawie nielegalnie nie przekroczyliśmy granicy, jak byliśmy świadkami walki Ukrainek z „systemem”, jak we Lwowie płaci się za tramwaj 15groszy, dowiecie się czyj pomnik ozdabia główny plac w Doniecku, oraz wiele innych ciekawostek. Obejrzeć będzie można zdjęcia z Lwowa, Doniecka i Kijowa – te trzy miasta udało nam się zobaczyć w czasie tego krótkiego wyjazdu.
Pokaz odbędzie się 04 stycznia (piątek) w kawiarni „Grota Solna”. Znajduje się ona na ulicy Smolnej (mapka na dole strony http://www.domisol.pl/) , tuż obok ronda De Gaulle’a . Pokaz rozpocznie się o godzinie 19, powinien skończyć się w przeciągu godziny (w zależności od zainteresowania i ilości pytań z sali :) ). Nie oznacza to jednak, że o 20 skończy się spotkanie – po zakończeniu będzie możliwość integracji oddziału, przy szklaneczce soku lub innych trunków;)
Będzie to równocześnie inauguracyjne spotkanie KoLibra w nowym 2008 roku, więc sposobność do złożenia życzeń, podzielenia się swoimi planami na nowy rok, luźnych dyskusji, oraz okazja do lepszego poznania KoLibrantów warszawskich.
Zapraszamy serdecznie !!!
" />Szczęść Boże! Z górniczym pozdrowieniem!
To parę słów o wrażeniach z zawodów...
Zawodami zaczęliśmy "żyć" już od momentu wylosowania. Nerwowość i podniecenie u niektórych członków zespołu zaczęło kipieć już na dwa trzy dni przed wyjazdem.
I oto nastał dzień wyjazdu. W piątek wyruszyliśmy z Poznania zabierani po kolei przez naszego "Kubicę" Damiana. Opracowanie taktyki biegu zostawiliśmy sobie na drogę. W radiu słyszeliśmy o planowanych zmianach pogodowych ale nie przejmowaliśmy się tym. Warstwa ponad 200m ziemi nad naszymi głowami szczelnie będzie nas izolować . Oczywiście nie zabrakło tradycyjnego ciasta PitMara które towarzyszyło nam w trasie oraz podczas pobytu (Grzegorz stwierdził, że nie jest słodkie). Droga do Bochni minęła w atmosferze wzajemnego dogryzania sobie Pitmara i Damiana - było wesoło . Damian już wtedy powinien "Dziadka" wysadzić i pognać za samochodem
Po rekordowym przejeździe z Poznania do Bochni (wyjazd o 14.00 przyjazd po 22.00 ) dobiliśmy do kopalni i szybu zjazdowego "Sutoris". Po "odchaczeniu" wcisnęliśmy się do wąskiej windy i pognaliśmy 200m w dół. Po paruset metrach spaceru chodnikiem kopalnianym dotarliśmy do wielkiej sali noclegowej Komory Ważyn - pięknej wydrążonej groty solnej, w której ustawiono spiętrowane łóżka na 260 miejsc. W dalszej części znajdowały się pomieszczenia: sala balowa, sanitariaty, część barowa i na końcu boisko sportowe o wymiarach do piłki ręcznej. Niezły lokal
Razem z Grzegorzem ustąpiliśmy "starszyźnie zespołu" miejsca na dolnych poziomach łóżek (stwierdziliśmy, że mogą mieć po takim biegu problemy z wdrapaniem się do góry).
Po zgłoszeniu się w biurze zawodów i odebraniu pakietów udaliśmy się na pogaduchy i dalsze dopracowywanie taktyki biegu. Dobrze, że mieliśmy zegarki bo straciliśmy poczucie czasu (na dole nie ma dnia ani nocy) i o 1:30 podjęliśmy próbę snu co nie przyszło łatwo - dojeżdżające zespoły, imprezujący przy "izotonikach" niektórzy zawodnicy oraz blade światło i specyficzny klimat. Rano (5:40) zaczęliśmy gorączkowe przygotowania do startu: toaleta, śniadanie i dopicowywanie taktyki.
A taktyka była następująca . Biegamy po jednym okrążeniu (2430m), ja lecę jako pierwszy, zmieniam się z Grzegorzem i robimy cztery "zajazdy" (8 pętli), potem wchodzą Damian z PitMarem i robią taki sam układ. W tym czasie my mamy odpoczynek i czas na ew. posiłek. Przyklepane więc o 10:00 START . Wrażenia z biegu po chodniku kopalnianym w półmroku i w jednym końcu z zimnym przeciągiem a w drugim z ciepłym stojącym powietrzem oraz z delikatnymi podbiegami i zbiegami są niesamowite. I jak wąsko - na zakrętach i przy wyprzedzaniu trzeba nieźle uważać aby nie doszło do kolizji Ale jazda. Czas po pierwszym zajeździe 10,2 min. Jak na mnie super. Dla porównania najlepsi robili kółko w 7,30-7,50min. (w kopalnianym korytarzu było to jak przeciąg). Po ośmiu pętlach jest nieźle. Pitmar i Damian swoje osiem pętelek też, jak na swoje możliwości, przebiegli w dobym czasie i niezłej formie. Pojawiła się optymistyczna nadzieja zrobienia 150km (nasze minimum zakładało 140km). Ale biegnący czas zweryfikował nas okrutnie .
Na drugim naszym "zajeździe" razem z Grzegorzem mieliśmy już czasy na pętli o jakieś 30-40s. gorsze niż na początku. Cóż trzeba rzeźbić kilometry. Damian i Pitmar też mieli tendencję spadkową (o jakiąś minuę na kółku).
Szybka korekta planu i w dalszej części robimy zajazd po trzy kółka, kolejny po dwa i do końca przechodzimy na bieganie wszyscy po jednym (to wychodziło już jakieś po trzy pętelki na "twarz".
Pierwsze symptomy zmęczenia odczułem po ok 7 godz. Po starcie (w przerwie ciepły posiłek - żurek) poczułem w prawy i lewy bok, a następnie przykanie w przeponie i już miałem stanąć... Lekko zwolniłem i jakoś dobiegłem do strefy zmiany (to chyba było moje "najdłuższe" kółko, chociaż czasowo - 11,36min.- nie najgorsze). Dopadłem do krzesła i zgon . Miałem jakieś 11 min. aby dojść do siebie aby zmienić Grzegorza. Damian i Pitmara nie było - mieli przerwę. Jakoś się zebrałem do kupy i poleciałem dalej (czasy po ok. 11,10-11,20min. na kółko) Niestety nie mogłem już przełamać tej jedenastki. Grzegorz też musiał lekko zwalniać aby dalej nie "zatrzeć się". Damian i Pitmar też spadek. Poczuliśmy, że te 140 km może też być nie do osiągnięcia.
Do tego jeszcze "dziadek" Pitmar po żurku nie czuł się najlepiej
Damianowi padła bateria w superGerminie i biegał już tylko na czuja co niestety w połączeniu z narastającym zmęczeniem materiału nie rokowało dobrze. (Chyba sobie sprawię tę Germinę )
Niestety później też nie było lepiej Pitmar "klęknął" , Damian też (starszyzna dała z siebie wszystko - choć niektórzy na początku chyba poszli za mocno). Grzegorz na trzy pętelki przed końcem jakby ożył, ja też się wyrównałem i na moje ostanie koło (16) wybiegałem na ok. 25min. przed końcową syreną. Zmianę oddałem Grzegorzowi na 12,20min. przed końcem. Przy przekazaniu pałeczki krzyknął mi tylko "Gdzie tak długo byłeś!" Ja nie zdążyłem mu odpowiedzieć, że w kopalni...
Końcówka była taka emocjonująca, że myślałem iż nie wytrzymam. 15 skund do końca a Grzesia niet, 10 sek. Grzesia niet, 5 sek. Grześ wybiega zza zakrętu..., pośród krzyków innych drużyn, drę się, żeby dawał szybciej i...horror,ale jest, jest niesamowity Grzegorz gdy na zegarze wyświetliło się zero to równo z nim wbiegł na matę i tym samym dobił pętlę do końca.
Tak, udało się , dobiliśmy do końca 12 godzin,
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwpserwis.htw.pl
|