Granie na ekranie prawda czy oszustwo

Tematy

biblia

http://www.idg.pl/news/82813.html

Na wszystkich kursach z kryptografii podkreśla się znaczenie
przypadkowości liczb losowych używanych do generowania kluczy. Historia
człowieka, który zamienił liczby losowe na dziesiątki tysięcy dolarów
jest dobrym argumentem nie tylko dla kryptologów...

Gdy amerykańska stacja CBS po raz pierwszy pokazała teleturniej Press
Your Luck w 1983 szybko zdobył on sobie popularność przyciągając zarówno
telewidzów jak i licznych chętnych do gry. Stawką w teleturnieju były
wysokie nagrody pieniężne po kilka tysięcy dolarów oraz atrakcyjne
wycieczki na Bahamy.

Kluczem do gry była wielka tablica z identycznymi przyciskami, które
konkurujący gracze wybierali kierując się intuicją i odkrywali kryjące
się pod nimi nagrody, dodatkowe rundy lub komiksowe diabełki
("Whammies"), które kasowały całość uzbieranej na koncie gotówki.

Jak w każdej grze uczestnik był nieustannie stawiany przed koniecznością
wyboru - zadowolić się dotychczasową zdobyczą i zakończyć grę czy grać
dalej powiększając kapitał, ale z każdą kolejną rundą ryzykując jego utratę.

Gdy do studia CBS przybył niepozorny, brodaty Michael Larsen wszyscy
spodziewali się że nie wybije się on ponad średnią obywateli, których
życiowym marzeniem było kupno nowej lodówki lub wyjazd na wymarzone
wyspy. Stało się jednak inaczej - w drugiej połowie programu stan konta
Larsena, dzięki jego diabelskiej na pozór intuicji, zaczął gwałtownie
rosnąć. W dwóch pierwszych rundach Larsen startując z zera wygrał 1250.
W kolejnych rundach uzyskał siedem dodatkowych rund poza kolejką,
praktycznie eliminując konkurentów na kilkanaście minut gry. Kolejne
przyciski dawały Larsenowi tylko darmowe rundy lub wygrane pieniężne.
Konto Larsena rosło z 2000 do 5000, potem z 14000 do $18000 i po chwili
przekraczało 28 tys. dolarów. Zdenerwowany reżyser dzwonił do szefa
stacji i informował że "coś poszło nie tak". Dalej wyjaśnił: "ten gość,
który pojawił się z nikąd wygrywa na każdym polu". I faktycznie, Larsen
grał tak jakby kasujące konto diabełki w ogóle nie istniały.

Gdy Larsen w końcu przebił dotychczasowy rekord stacji wynoszący 80 tys.
USD sytuacja stała się poważna i wszyscy podejrzewali oszustwo, którego
jednak nie dało się udowodnić. Jeden z techników programu zauważył
zupełnie słusznie że nie jest możliwe żeby gracz przeszedł przez ponad
45 kolejnych iteracji gry tylko dzięki szczęściu lub zamiłowaniu do hazardu.

Tak było w istocie. Nikt nie wiedział bowiem o tym że Larsen spędził
całą zimę 1983 roku nagrywając każdą edycję "Push Your Luck" na kasety
VHS i potem analizując starannie wszystkie kombinacje pojawiające się na
ekranie. Poświęcony na to czas nie był się zmarnowany. Larsen odkrył że
kombinacje wygranych, wolnych rund i diabełków ukryte pod przyciskami
tablicy nie były wcale losowe. W rzeczywistości było to sześć wzorów
ułożenia tablicy po osiemnaście elementów. Numer kombinacji można było
ustalić praktycznie od razu jeśli wiedziało się czego szukać. A potem
pozostawało tylko zapamiętać wszystkie kombinacje i zgłosić się do gry -
i Larsen dokładnie tak zrobił.

W jego metodzie był jednak jeden słaby punkt - Larsen wiedział jak grać
ale nie zaplanował z góry jak poprawnie zakończyć grę. Z kontem o
saldzie przekraczającym 100 tys. dolarów nagle zdał sobie sprawę że to
czy zabierze ze sobą gotówkę do domu będzie zależeć od łutu szczęścia. I
wszystko to pomimo tak starannie przygotowanej strategii - bowiem gdyby
Larsen cały czas wybierał znane sobie "dobre" przyciski, to nigdy nie
skończyłby gry. Aby zabrać pieniądze musiał wyjść z opracowanego przez
siebie schematu i zagrać naprawdę przypadkowo. Jeśli jednak trafiłby we
"Whammie" cała fortuna przepadłaby. Larsen zaryzykował i... wygrał
wycieczkę na Bahamy, kończąc tym samym grę ze stanem konta 110237 USD i
oczywiście wycieczką.

Dalsze losy Larsena nie są niestety tak optymistyczne - większość
wygranej stracił on w oszukańczym systemie "inwestycyjnym", który tak na
prawdę był piramidką finansową. Bez skutku próbował odzyskać fortunę
starając się "złamać" mniej lub bardziej głupie konkursy organizowane
dla mas. Larsen zmarł na raka w 1999 roku na Florydzie ukrywając się
przez policją podatkową, która chciała go przesłuchać w związku z
udziałem w piramidzie finansowej.

Histora Michaela Larsena to jednak interesujący przykład jak atak na
pseudolosowy generator sekwencji w teleturnieju został z powodzeniem
zaatakowany i przyniósł graczowi spore pieniądze. Dyrekcja CBS po tej
wpadce zmieniła sposób generowania sekwencji na prawdziwie losowy.

Również w Polsce kilka lat temu krążyła historia o ludziach, którzy
"złamali" generator liczb pseudolosowych w popularnych elektronicznych
automatach do gry w karty. Opisywani przez gazet "magicy" wybierali się
do kasyn z "czarnymi notesami" zawierającymi setki kombinacji rozdań
generowanych przez stosunkowo prymitywny procesor urządzenia.



cecyl napisał:

> Dzięki niewymowne za wykład o aktorstwie.

Nie ma za co. Nadal nie wiem, czy jak na ekranie latają wokół Księżyca, to
powinni to być prawdziwi kosmonauci, czy też aktor od biedy może być... No i
czy czasem nie jest "hucpą" to, że cała sprawa ma miejsce w studio, albo nie
daj Boże wykreowano scenografię w komputerze!

> Ale pozostanę przy swoim zdaniu, ze
> jest to program "niemoralny", bo jest pochwałą oszustwa, a to dlatego, że
> główną jego ideą jest przeświadczenie, że można tak wytresować małpę w danej
> dziedzienie, iż specjaliści z danej dziedziny nie tylko nie rozpoznają małpy,
> ale złożą szczere gratulacje swemu nowemu koledze po fachu.

Przykro mi, że traktujesz osoby wkładające w zrealizowanie rozrywkowego
programu dużo czasu, pracy i serca jako "małpy". Dla mnie określanie
kogokolwiek w ten sposób świadczy o twoim niezwykle pogardliwym stosunku do
osób mniej wykształconych, mniej majętnych lub nie mających szans życia w taki
sposób jak Ty.

> "Niemoralne" jest
> ustawianie kogokolwiek w jakiejkolwiek roli (i nie ma to nic wspólnego z rolą
> aktora) - stąd wątek aktorsko - teatralny wydaje mi się chybiony, bo ktoś
> został ustawiony w roli "małpy" i ktoś został ustawiony w roli "fachowca" a w
> rzeczywistości "pseudo fachowca".

Oczywiście mieszanie "moralności" (co ciekawe sam zastosowałeś tu cudzysłów...)
w sprawy "szołbiznesu" jest dosyć dziwne. Rozumiem, że konsekwentnie odrzucasz
korzystanie z jakichkolwiek przekazów medialnych z powodów "niemoralności"
tychże. Czy mylę się, jeśli spróbuję określić twoimi kryteriami
teleturniej "Wielka Gra" jako "moralny" (choć wiele osób tam występujących to
zawodowcy uczący się danego tematu w kilka tygodni), natomiast "Chwila Prawdy"
jako "niemoralny" - ponieważ zajmuje się wytrenowaniem przez tydzień jakiegoś
triku cyrkowego?

> Bo właśnie chodzi o udowodnienie, że u
> podstaw pewnych społecznych zachowań i obszarów (przypuszczam, że tylko z
> domeny szeroko pojętej kultury)leży wyłącznie hucpa, oszustw, udawanie,
> małpowanie i teatr.

A czy jest inaczej? Świat mediów i w dużym stopniu "szeroko pojętej kultury"
operuje całym zespołem środków, które wykazując im niechęć i "programowe"
potępienie można nazwać hucpą i oszustwem. Można je też nazwać zupełnie
inaczej, ale to zależy wyłącznie od tego co chce się osiągnąć w dyskusji. Dla
mnie "małpowaniem" jest to co dokonuje co roku pan Parker, ale nie przyszło by
mi nazywać tego działaniem "niemoralnym". Bo i co w tym niemoralnego, że
wykreował się w mass-mediach na nieomylne guru? Raczej należy podziwiać
niezwykłą sprawność w medialnej sprzedaży swojej osoby.

> I tylko to mnie boli, bo jestem człowiekiem zawodowo
> związanym z kulturą do którego co i raz puszcza się oko, że kultura to b.
> niepoważna rzecz i oszukańcza, w odróżnieniu np. od zjawisk nadprzyrodzonych.

Opozycja "kultury" (cudzysłów stąd, że nie bardzo rozumiem co w tym wypadku
rozumiesz jako kulturę, bo dla mnie to cały zespół ludzkich zachowań
społecznych) do zjawisk nadprzyrodzonych jest dla mnie niezrozumiała. Czy
chodzi o to, że jakiś artykuł/program o UFO "wypchnął" z jakiejś "ramówki
programowej" pogadankę o "trzecim dnie" prozy Joyce'a?

> Świetnie sie bawiliście? - to dobrze. Uważacie, że te kilka milionów ludzi,
> które obejrzało te programy uświadomiło sobie, że świat gastronomii, wina i
> muzyki (wykonawstwa)to coś więcej niż fraki, smokingi, konwenanse, kaprysy
> bogatych i ecie pecie?

Program nie miał roli "misyjnej". Nie miał nikogo "uświadamiać". Ma pokazać
przygodę człowieka "z zewnątrz" w obcym mu świecie. Jeśli całe media (kultura?)
w twojej opinii mają mieć rolę posłanniczo-eduklacyjno-misyjną to ja osobiście
dziękuję. I broń mnie Boże przed takim rozumieniem "moralności".

> Bóg z wami. Ja uważam, iż owe miliony utwierdziły się w
> swych stereotypach i w pełnym złośliwej satysfakcji przeświadczeniu,
> że "maluczki" (czyli małpa, czyli Kiepski, czyli ja) pokazał tym nadętym
> mądralom, że to wszystko czym się tak zachwycają to li tylko pańskie
> fanaberie
> i balon, który po czterech tygodniach można przekłuć. I Dionizos ze mną.

Znowu próbujesz się stawiać w roli kogoś kto ma prawo oceniać innych na
podstawie swojej osoby. To, że Ty odczuwasz tą złośliwą satysfakcję (bo
przecież skąd mógłbyś wiedzieć, że odczuwa ją ktokolwiek inny), nie powoduje w
żaden sposób takiego odbioru u innych - nie posiadasz takiej siły oddziaływania
na "maluczkich" (swoją drogą, to ciekawe skąd tyle pogardy masz dla swoich
rodaków?).

Napiszę w ten sposób na koniec: Nie podoba mi się to co piszesz, bo na każdym
kroku stawiasz się powyżej przeciętnego widza. Nie podoba mi się, że chciałbyś
upodobnić wszystkich do siebie. Co krok piszesz w imieniu innych
("maluczkich", "przeciętnych widzów", ba! nawet w imieniu "milionów"), a ja mam
tego dosyć na codzień podczas występów wszelkiej maści politykierów opętanych
przeświadczonych o swojej dziejowej misji.

pzdr

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl
  • Powered by MyScript