Hans Kloss wrote: Piotr Curious Gluszenia Slawinski <curi@gjv234.internetdsl.tpnet.pl napisał(a):
| ostatnimi czasy mam watpliwa przyjemnosc zmagac sie z robaczyca (ponoc | glistnica, ale wynik z laboratorium nie jest pewny). Koniecznie cos z tym zrób- prawidłowe rozpoznanie wroga to połowa sukcesu.
tez mnie to najbardziej martwi, niestety mam pod reka tylko male przyszpitalne laboratorium gdzie oceniaja 'na oko' , we wroclawiu nie znalezli nic, a kolejki na oddzialy zakazne porazaja... przy dobrych wiatrach uda mi sie dostac do poradni w przyszlym roku :/ | ktos ma jakies pomysly?
Troche nie ta grupa, więcej informacji mógłbys zapewne uzyskać na pl.sci.farmacja. Troche mnie dziwią niektóre próbowane przez ciebie
dziekuje za informacje, sprobuje sie poradzic specyfiki (biperiden? extasy?? olanzepina???) a z drugiej strony brak informacji o próbach leczenia narzucającymi sie preparatami: lewamizolem, prazikwantelem i iwermektyną.
nie wiem dlaczego lekarze nie chca mi wypisywac nic poza albendazolem, vermoxem i pyrantelem... praziquantel jest ponoc niedostepny na rynku , o lewamizol i iwermektyne nie pytalem. dostep do lekarzy mam raczej slaby (mala podgorska miejscowosc) , probowalem wiec wszystkiego co moglo byc skuteczne i bylo dostepne od reki. przed xtc i innymi psychotropami mialem spore opory, ale skoro paralizuja uklad nerwowy robaka to mialem nadzieje ze chociaz moze wyjdzie cos w calosci, i faktycznie raz nawet wyszlo, ale bylo to male i czarne (max 1cm) , mam fotki tego nawet. Z naturalnych środków warto próbować pestek dyni oraz poszukac informacji o naparach (lub preparatach farmaceutycznych) z kłączy paproci.
pestki dyni nie dzialaja, klaczy paproci jeszcze nie probowalem
Ostrzegam-moje doświadczenia w leczeniu robaczyc ograniczają się do odrobaczania gadów i ryb. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to że były skuteczne a pacjenci przeżyli. Btw. zastanawiająca jest kiepska skuteczność pochodnych benzimidazolu w twoim przypadku- to nie jest normalne, one zwykle "wymiatają" do czysta. J-23
tak, wszedzie o tym pisza :/ temu mnie to martwi, boje sie ze to jakies uzbrojone dziadostwo o krotkim cyklu zycia (moze ancylostoma - ponoc wystepuja u bydla, wiec moze z mlekiem jakos sie dostalo, i najbardziej mi to przypomina to co kiedys udalo mi sie wydalic) raz dostalem albendazol w serii na 5 dni i po okolo 3 dniach byly silne rewolucje , ale nic w kale nie widzialem. po samym albendazolu poprawa w ogole jest, problem jest tylko taki ze mijaja 2-3 tygodnie i wszystko wraca. objawy sa podobne do owsicy , i jesli to sie 'przehoduje' dluzej niz 2-3 tygodnie to pojawiaja sie parestezje i podniesione granulocyty kwasochlonne we krwi - jak zgaduje to objawy migracji pasozyta przez krew.
--
Droga Connie!
Uwierz mi, ze jak juz mi się zdarzy, ze spotka mnie coś ze strony białego
personelu miłego tzn. takiego normalnego, ludzkiego to trabię o tym wszem i
wobec. Potrafie to docenić i uszanować. Ale od kilku lat przytrafiają mi się
niestety zachowania lekarzy, delikatnie mówiąc nieodpowiednie i niedozwolone
wręcz. Nie chciałabym sie tu znowu powtarzać. Ale jak znajdziesz jeszcze
chwilkę to przeczytaj mój post w wątku "WYNIKI BADAŃ-TESTOSTERON I
ANDROSTENDION".
Albo taka sytuacja dotycząca mojego dziecka. Córeczka miala od kilku tygodni
uporczywy kaszel. Wcześniej trzykrotnie przechodziła zapalenie płuc. Teraz nie
było żadnej przyczyny kaszlu. Więc nasza Pani doktor, do której miałam
bezgraniczne zaufanie, stwierdziła, że to są CHLAMYDIA i zaleciła kurację
RULIDEM przez trzy tygodnie. Pytałam czy można tę diagnozę potwierdzić jakimś
badaniem, ale Pani nie kazała tracić czasu na wymaz, tylko dać antybiotyk.
Córka 3 tygodnie wcześniej przechodziła jakąś infekcje i też leczona była
antybiotykiem. No i podałam ten Rulid. Brała ten lek 10 dni, nie było
absolutnie żadnej poprawy, w tym czasie dwukrotnie się zgłaszałam z dzieckiem.
W końcu poszłam prywatnie do alergologa i Pani zleciła badanie w kierunku
chlamydii z krwi. Wynik świadczył, ze moje dziecko nigdy z chlamydiami nie
miało kontaktu. Tak więc niepotrzebnie trułam ją tym świństwem. Nasza
Pediatryczka nie dała skierowania z oszczędności. I z jednej strony to rozumię.
Ona ma mnóstwo małych pacjentów a druga doktorka wypisuje jedynie
zaświadczenia, że dziecko może chodzić do przedszkola itp. Ale mogła mi pani
doktor jakoś zasugerować zrobienie tych badań we własnym zakresie,albo dać to
skierowanie w trosce o dziecko, które nie ma mocnego zdrowia i które kolejny
raz niepotrzebnie osłabiałam antybiotykiem. Całe szczęście, że nie przez trzy
tygodnie. Okazało się, ze to była jakaś nadwrażliwość oskrzeli po wczesniejszej
infekcji. I samo nagle przeszło. Kupiłam lek, chyba TILADE, ale przez weekend
nie mogłam kupić takiej tuby do podawania leku, a w poniedziałek raptem nie
było juz kaszlu.
I jeszcze jeden przypadek. Nasza doktor na urlopie. Dziecko 4 latka, od 3 dni
temp. 38,5. Wysypka, drobne plamki, płacze, ze boli ją szyja, sińce pod oczami,
wysypka w buzi, wielki brzuszek. Badanie krwi:
PLT 119 1000 mikrol
Granulocyty pałeczkowate 8%
podzielone 16%
kwasochłonne 1%
Monocyty 4%
Limfocyty 65%
Uwagi:
Limfomonocyty ^%. Obecne pojedyńcze limfocyty "reaktywne".
Doktor pooglądał wyniki. Stwierdził POWIEKSZONE ZNACZNIE WĘZŁYCHŁONNE. Zakazał
chodzenia do przedszkola, aby nie zdarzył sie uraz brzucha. Zlecił badanie:
DIASTAZA W MOCZU 5,3 U/l.
Ten wynik wg doktora wyklucza mononukleozę, którą podejrzewał. Kaze się niczym
nie przejmować. Zadna kontrola wyników juz nie jest potrzebna. Wszystko ma
wrócić do normy!
Panie w laboratorium, gdy odbierałam wyniki i lekarka, którą czasami wzywam
prywatnie (też na urlopie) kazały absolutnie nie zaniedbać sprawy. Bo takie
wyniki mogą być przy chorobach hematologicznych!
Pan doktor twierdzi, ze pałeczkowate, podzielone "przytrafiły się". A te
wszystkie pozostałe objawy bo na pewno "przedawkowała jakieś leki"!!! To
absolutnie niemozliwe. "No to może nawdychała sie oparów chemicznych". To też
kategorycznie wykluczone.
Idę do szpitala dziecięcego, chorób zakaźnyh. Nikt nie chce nawet spojrzeć na
wyniki, bo nie mam skierowania. Idę na oddział onkologii, hematologia
dziecięca. Bardzo dobry szpital dziecięcy we Wrocławiu. Jest sezon urlopowy i
nikt nie ma czasu spojrzeć choć na wyniki. A bez skierowania nie ma mowy o
wizycie. A później mówi się, ze dziecko mozna było uratować, ale trafiło za
późno na leczenie.
Wiesz ja jeszcze mam kilka podobnych przypadków z autopsji. Ale dam juz spokój.
Muszę wierzyć, że choć mam jakiegoś okropnego pecha, albo tak funkcjonuje
prawie cała słuzba zdrowia, to jednak czuwa nad nami jakaś opatrzność boska, bo
inaczej zwariować mozna. Więc jednak życzę nam wszystkim jak najrzadszych
kontaktów ze służbą zdrowia, tak w ogóle!
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwpserwis.htw.pl
|