Do PIH, GIS i PIWetu poszedł mejl poniższej treści. Jeżeli się nie odezwą, pójdzie też korespondencyjnie. Chociaż... i tak dostaną polecone. Praw autorskich się zrzekam. Możecie wysyłać również do Waszych terenowych organów wstawiając odpowiednią nazwę w miejsce pogrubione:
Witam. Piszę w imieniu członków i sympatyków Stowarzyszenia Pomocy Świnkom Morskim. Często zdarza się, że osoby, którym dobrostan zwierząt w sklepach zoologicznych nie jest obcy, w przypadku zauważenia uchybień sklepu odnośnie do dobrostanu zwierząt lub bezpieczeństwa epizootycznego (choroby typu świerzb, grzybice, zapalenie płuc, gruźlica) starają się interweniować. Taka interwencja, mimo że spokojna i rzeczowa najczęściej skutkuje wyproszeniem interweniujących. Chciałbym poznać sytuację prawną w tej kwestii, tzn.: Kiedy sklep może wyprosić klienta? Jakie są kompetencje Inspekcji Sanitarnej odnośnie do dobrostanu i zabezpieczenia epizootycznego, a także ochrony konsumenta, który zwraca uwagę na naruszenie odnośnych ustaw? Do którego momentu klient może interweniować i domagać się doraźnej poprawy sytuacji zwierząt lub zażądać kwarantanny i leczenia chorego zwierzęcia?
Podobne zapytanie przesyłam także do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii i Inspektoratu Inspekcji Handlowej. Niestety procedury najczęściej powodują, że zwierzę, u którego hodowca zauważył na przykłada zapalenie płuc, nie dożyje interwencji organów administracji, a zarażone świerzbem lub grzybicą (bardzo częste) sprzedane powodują zagrożenie epidemiologiczne dla nowego właściciela i jego otoczenia.
Proszę o wyczerpującą odpowiedź.
Podpis
Wystarczy poguglać, choćby tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Bruceloza Bruceloza nie jest naturalną chorobą świnek morskich, jednak w warunkach laboratoryjnych świnki morskie zakaża się różnymi chorobami, na które te zwierzęta są podatne jako gatunek: np. pryszczycą, brucelozą, gruźlicą. Gdyby w jakiś sposób - poza laboratorium jest to mało prawdopodobne - świnka morska była narażona na kontakt z tymi patogenami, mogłaby zachorować. Objawy u świnek morskich ( z Wiki): -------------- Badania biologiczne [edytuj] Wykonuje się na zwierzętach laboratoryjnych. Świnki morskie są bardzo wrażliwe na zakażenie szczepami Brucella.Po zakażeniu zwierzęcia rozcierem badanego materiału począwszy od 2 tyg bada się krew na obecność przeciwciał anty Brucella. Po 5-6 tyg zwierzęta usypia się. W przypadku brucellozy stwierdza się sekcyjnie obrzęki stawów, wezłów chłonnych i śledziony. Świnki zakażone materiałem chorobotwórczym ronią nawet przy słabo zaznaczonych zmianach chorobowych.
" />Gruźlica może wystąpić praktycznie u wszystkich zwierząt wyposażonych w płuca A tutaj opis choroby z e-chomik:
Gruźlica
Rosnąca gorączka, pogarszająca się kondycja zwierzęcia. Leczenie: Wizyta u weterynarza w celu potwierdzenia diagnozy, uśpienie zwierzęcia lub jego śmierć.
Mam jeszcze do Pana pare pytań. Dowiedziałam się, ze mama bedzie skierowana na specjalistyczne leczenie do szpitala w Kup badz Opolu to zależy od tego gdzie sie zwolni miejsce. Jak długo trwa takie leczenie? Moja matka od urodzenia miała kontakt z ptactwem i bydłem poniewaz mieszka na gospodarstwie, obecnie czeka na wolne miejsce i przebywa w domu. Czy jest konieczna likwidacja zwierzat czy tez wystarczy aby mama nie zblizała sie do nich? Znajduje sie w woj. Opolskim sanatorium dla chorych na ptasia grużlice? czy jest to choroba zakażna? Jestem Panu bardzo wdzieczna za poprzednia odp. jak i rowniez z góry bardzo dziekuje za pomoc odnosnie tego listu.
" />He he. Po prostu nie uważnie czytasz to co piszę, lub w jakiś sposób to do Ciebie nie dociera. Wyobraź sobie, że
przyroda doskonale sobie radziła przed rozrostem populacji szkodników jakimi są myśliwi. A i o zabijaniu
zwierząt w rzeźniach jaki przez często podpitych chłopów w gospodarstwach chyba jasno się wyraziłem i nie
sądzę, aby w mojej wypowiedzi można by dopatrzeć się aprobaty dla tego zjawiska. Lecz czy dopiero zanikanie
kolejnych gatunków miałoby wskazywać na błędną teorię związaną z istnieniem łowiectwa w obecnym kształcie? p.s. Gratuluje również pomysłu metody rozpoznania gruźlicy u zwierząt poprzez odstrzał. Przypomina mi to ruską
teorię poprzez rozpoznanie bojem pola walki.
A to najsłynniejszy Wolsztynianin
Robert Koch urodził się 11 grudnia 1843 roku w Clausthal-Zellerfeld w Górach Harcu. Studiował nauki przyrodnicze na Uniwersytecie w Getyndze, później jednak postanowił studiować medycynę. W 1866 roku ukończył medycynę. Staż odbył w szpitalu psychiatrycznym w Hamburgu. Wstąpił do armii, walczył na wojnie prusko-francuskiej. Potem osiadł w Wolsztynie, gdzie pełnił funkcje lekarza powiatowego. W Wolsztynie rozpoczął obserwacje mikroskopowe materiałów biologicznych i dokonał pierwszych odkryć z zakresu mikrobiologii. W 1876 roku opisał laseczki wąglika, opracował metodę ich hodowli i selekcji. Zwrócił uwagę na strukturę i funkcje przetrwalników bakteryjnych, a także znaczenie przetrwalników w rozprzestrzenianiu się chorób. Udoskonalił wiele technik mikroskopowych, metody barwienia i konserwacji mikroorganizmów. Wprowadził pożywki bulionowe i żelatynowe do hodowli bakterii. Opracował metodę barwienia prątków gruźlicy (Mycobacterium tuberculosis) za pomocą błękitu metylenowego (1882 r.). Jest autorem metody diagnostycznej gruźlicy za pomocą próby tuberkulinowej. W 1878 roku wyjaśnił gronkowcową etiologię przyrannych infekcji. Opisał również przecinkowca cholery (1883 r.).
Robert Koch był badaczem wielu chorób zakaźnych, w tym również egzotycznych ludzi i zwierząt, np. cholery, tyfusu, dżumy, zimnicy, gorączki Teksasu, jaglicy.
W 1880 roku wyjechał do Berlina, gdzie podjął pracę w Urzędzie Zdrowia, a od 1885 roku został wykładowcą higieny na Uniwersytecie Berlińskim. W 1891 roku pracował w specjalnie utworzonym dla niego Instytucie Chorób Zakaźnych. Funkcję dyrektora tego Instytutu pełnił do 1904 roku (w tym roku przeszedł na emeryturę). W 1905 roku za całokształt prac badawczych nad gruźlicą otrzymał nagrodę Nobla. Zmarł 27 maja 1910 roku w Baden-Baden.
Jeszcze słowo o stresie. Stres jest o tyle niezwiązany z psychiką, że występuje bez niej. Stres nie jest domeną gatunku ludzkiego. Stres dotyka również małp, psów, wszelkich innych mniejszych lub większych zwierząt, ameb i pierwotniaków, jednokomórkowych bakterii oraz roślin. Trudno jest posądzić te wszystkie formy życia o posiadanie psychiki.
Co to teorii spiskowej, to jest ona kusząca, bo daje magiczne „wyjaśnienie” dowolnej rzeczy która może się dziać z chorobą. Zawsze możemy wymyślić coś nieuświadomionego (a więc trudnego/niemożliwego do wykazania) i wszystko tym wytłumaczyć. To jest jak wytrych, uniwersalne wytłumaczenie wszystkiego, występujące w różnych maściach i zapachach. Jednym punktem wspólnym tych „teorii” jest to, że ostateczna przyczyna jest albo nieuświadomiona, albo ukryta, albo tak ulotna że zupełnie niezdatna do bliższej analizy. Drugim punktem wspólnym jest to, że ta ulotna przyczyna jest gdzieś zakotwiczona w nas, a więc w ostatecznym rozrachunku, „teorie” te prowadzą do wołającego o pomstę do nieba wniosku że sami jesteśmy sobie winni i tak naprawdę chcemy być chorzy. Co z kolei zamyka nam, chorym, usta i każe w samotnej ciszy znosić cierpienie, na które przecież zasłużyliśmy (nieświadomie, ha ha ha). Narzucanie, lub choćby sugerowanie chorym osobom takiego myślenia powinno być ścigane przez prawo!
Nawet jeżeli nie znamy przyczyny naszej choroby, tak jak kiedyś nie znano przyczyny gruźlicy, wcale nie oznacza że przyczyna ta musi być inna niż przyczyny wszystkich innych chorób które znamy. Jest to po prostu mniej lub bardziej zaawansowana fizjologia, której stres jest częścią. Więc, nawet jeżeli wyjaśnienia jeszcze nie ma, uważam że „nieuświadomione X” nie jest wystarczająco dobrym wytłumaczeniem i będziemy tak długo szukać, aż znajdziemy wyjaśnienie spójne z istniejącą wiedzą fizjologiczną i medyczną.
" />127 mln zł na zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt Rząd polski wydał we wtorek (01.04.) przepisy w sprawie zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. W 2008 r. zaplanowano na ten cel ponad 127 mln zł - poinformowało Centrum Informacyjne Rządu (CIR). Rada Ministrów zadecydowała o włączeniu w 2008 roku programów: zwalczania i kontroli gruźlicy bydła, enzootycznej białaczki bydła, zakażeń wirusami wysoce zjadliwej grypy ptaków u drobiu i ptaków dzikich oraz zwalczania wścieklizny i gąbczastej encefalopatii bydła.
W ramach realizacji programów zwalczania chorób zakaźnych zwierząt bydło w całej Polsce zostanie przebadane pod kątem obecności gruźlicy, enzootycznej białaczki (EBL) i gąbczastej encefalopatii (BSE). Lisy w całym kraju zostaną zaszczepione przeciwko wściekliźnie. Określony zostanie ponadto stopień zagrożenia grypą w stadach drobiu i dzikich ptaków.
Środki na realizację tych zadań pochodzą z budżetu. W 2008 r. przeznaczono na nie ok. 127 mln 691 tys. zł, w tym na zwalczanie: BSE ponad - 15 mln zł, na walkę z wścieklizną - ponad 33, 7 mln zł. Na sfinansowanie kontroli i zwalczanie gruźlicy bydła jest 27,5 mln zł, białaczki bydła - 50 mln zł, wirusów ptasiej grypy u drobiu i dzikich ptaków - 565 tys. zł.
Są to choroby zakaźne, które muszą być zwalczane z mocy ustawy (z 11ÄĄmarca 2004 r. o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczania chorób zakaźnych zwierząt). Obowiązek ich zwalczania nakładają także unijne przepisy. W związku z tym UE refunduje do 50 proc. kosztów kwalifikowanych każdego programu.
Jak wyjaśnia CIR, realizacja tych programów poprawi sytuację epidemiologiczną w Polsce i zwiększy zaufanie konsumentów do żywności pochodzenia zwierzęcego. Producenci będą mogli uniknąć strat finansowych spowodowanych chorobami, a Polska będzie mogła uzyskać status kraju wolnego od tych chorób. AWY
Źródło: PAP - Nauka w Polsce
Lekarz weterynarii Dorota Sumińska napisała w 43 numerze Polityki z 25.10.2008 tekst o psim smalcu pt. âŸChce się wyćâÂÂ.
Autorka we wstępie pisze: âŸNiedawno jedna ze stacji telewizyjnych pokazała podhalańską wieś, w której wytapia się psi smalec. Lokalna społeczność traktuje proceder jako czynność oczywistą, psi smalec jest sprzedawany na targach i bazarach, traktowany przez jednych jako pewne źródło zarobku, a przez drugich jako panaceum na wszystkie choroby, od krosty po gruźlicę.âÂÂ
Zapewne większość czytelników zapoznawszy się z tym tekstem napełniłaby się świętym oburzeniem mówiąc: Jak tak można? To obrzydliwe! Co za zwyrodnialcy! Barbarzyństwo! Średniowiecze! Myślę, że zastanowiłabym się nad innym doborem słów, ale sądzę, że samo oburzenie jest słuszne. Tym bardziej, że jak Dorota Sumińska poucza amatorów tego âŸspecyfikuâÂÂ: âŸsmalec nie wycieka psu z ucha czy nosa, najpierw trzeba psa trochę podtuczyć, potem zabić, aby wytopić tłuszczâÂÂ.
Zróbmy teraz mały eksperyment i podmieńmy w tym tekście jedno słowo: âŸpsiâ na âŸwieprzowyâÂÂ. Nasz news wyglądałby wtedy tak:
âŸNiedawno jedna ze stacji telewizyjnych pokazała podhalańską wieś, w której wytapia się wieprzowy smalec. Lokalna społeczność traktuje proceder jako czynność oczywistą, wieprzowy smalec jest sprzedawany na targach i bazarach, traktowany przez jednych jako pewne źródło zarobku, a przez drugich jako panaceum na wszystkie choroby, od krosty po gruźlicę.âÂÂ
Jakich reakcji moglibyśmy się spodziewać od tych samych czytelników, którzy jeszcze przed chwilą ciskali gromy na mieszkańców podhalańskiej miejscowości? Obawiam się, że zgoła odmiennych: Proceder? Jaki proceder? Czym tu się podniecać? Przecież to jest czynność oczywista, o co w ogóle chodzi? Na pewno smalec wieprzowy nie jest panaceum na wszystko, ale może ma jakieś zalety. Ciekawe jakie?
Skąd tak odmienna reakcja w przypadku tak podobnym? Psa zastąpiła świnia, również ssak, skądinąd bardzo zbliżony pod względem odczuwania bólu, ciekawości świata, poziomu inteligencji. I trzeba podkreślić, jak to uczyniła Pani Sumińska jedynie w przypadku psa, że świni smalec też nie wycieka z nosa, ani ucha, że świnię również trzeba najpierw utuczyć i zabić, by potem wytopić z niej tłuszcz. I o ile przypadków zabijania psów na smalec jest pewnie nie więcej niż kilkaset rocznie, nad czym oczywiście należy ubolewać i czemu trzeba przeciwdziałać, o tyle świń trafiających w Polsce pod nóż, również dla smalcu, jest 24.5 miliona rocznie. Im już nikt nie pomoże, bo ten proceder jest całkowicie legalny.
W pełnych oburzenia doniesieniach o wytapianiu psiego smalcu zawsze brakuje mi chociażby wzmianki o ochoczym i legalnym spożywaniu smalcu ze świń. To tak jakby ktoś wskazywał kozi bobek, a nie zwracał uwagi, że leży on na wielkiej górze łajna. Ostrość widzenia zdaje się przytępiać tradycyjna mentalność dzieląca zwierzęta na te do kochania i te do jedzenia, czyli pupili i âŸzwierzęta spożywczeâ - to ostatnie określenie padło w omawianym tekście. Wytapianie smalcu z psa postrzegane jest jako barbarzyństwo, okrutny proceder, a zabijanie w tym samym celu świni jest postrzegane jako normalne, cywilizowane, oczywiste działanie.
A może jest też tak, że jeśli pupil okazałby się przydatny pod względem spożywczym, to można by go przeklasyfikować? Są przecież w Polsce zwierzęta, które są postrzegane jako tak âŸwszechstronneâÂÂ, że mieszkają z nami w domach, ale również lądują na półmiskach czy obszyciach kurtek. To króliki. Podtytuł artykułu Doroty Sumińskiej mówi: âŸPsi smalec wcale nie jest lekarstwem. Ale może być trucizną. Tymczasem w Polsce wciąż jest wytapianyâÂÂ. Jak mam to rozumieć? Gdyby okazał się lekarstwem, to należałoby go wytapiać? Czy gdyby nie był lekarstwem ani trucizną dla ludzi, a okazał się równie smaczny jak smalec ze świni to sprawa byłaby neutralna?
Na marginesie tych ponurych rozważań, przyszła mi do głowy pewna pozytywna myśl. Taki news o procederze wytapiania smalcu ze świni w małej podgórskiej miejscowości mógłby się pokazać na portalu internetowym w odległej wegańskiej przyszłości jako kuriozalny anachronizm i zabobon. Uczestników procederu zaś wysłano by na szkolenie z zakresu etyki, żywienia i higieny zdrowotnej.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwpserwis.htw.pl
|