Atrakcje Gór Stołowych - czyli co warto zobaczyć
Góry Stołowe są obszarem bardzo atrakcyjnym i dobrze zagospodarowanym turystycznie. Obszar Parku przecina gęsta sieć pieszych szlaków turystycznych (o łącznej długości ok. 100 km), w tym odcinek głównego szlaku sudeckiego im. M. Orłowicza. Udostępniają one wszystkie osobliwości skalne masywu t.j.
wspaniałe "skalne miasto" na Szczelińcu Wielkim (919 m n.p.m.), najwyższym szczycie Gór Stołowych
skalne labirynty Błędnych Skał w masywie Skalniaka (915 m n.p.m.)
Skalne Grzyby i Radkowskie Skały
piękne widokowo Skały Puchacza
położone w krajobrazie przypominającym sawannę Łężyckie Skałki
W Górach Stołowych fantastyczne formy skalne występują nie tylko na Szczelińcu Wielkim i Małym oraz w Błędnych Skałach. Spotkać je można również w rejonie tzw. Skalnych Grzybów (północno - wschodnia część PNGS), Radkowskich Skał (przy Szosie Stu Zakrętów) czy też w okolicach Białych Skał leżących przy Narożniku. Miejsca te są mniej znane i rzadziej odwiedzane przez turystów, przez co bardzo atrakcyjne dla osób ceniących kontakt z przyrodą.
Przy szlakach turystycznych znajdują się parkingi samochodowe i miejsca wypoczynku. Południowym skrajem obszaru prowadzi międzynarodowa szosa E - 67 z Pragi przez Wrocław do Warszawy. Drogowe przejścia graniczne pomiędzy Republiką Czeską a Polską znajdują się w Kudowie Słonem i Tłumaczowie. Wyjątkową atrakcję stanowi przecinająca Park "Szosa Stu Zakrętów" biegnąca z Kudowy Zdroju przez Karłów do Radkowa. Karłów jest najlepszym punktem wypadowym w najatrakcyjniejszą część Gór Stołowych - Szczeliniec Wielki i Błędne Skały. Osoby zainteresowane geologiczną przeszłością Szczelińca Wielkiego mogą skorzystać z tzw. Ścieżki Skalnej Rzeźby, opisującej w terenie genezę Gór Stołowych.
Białogóra
1 Załącznik(ów)
Białogóra jest mniej znana niż np. Dębki. Ta nieduża, ale prężnie rozwijająca się, miejscowość rozciąga się na skraju Wierzchucińskich Błot, oddzielona od plaży 800-metrowym pasem lasu sosnowego. Białogóra to stosunkowo dzikie plaże.
Znakiem rozpoznawczym miejscowości Białogóra jest górujący nad domami kościół z wieżą przykrytą jaskrawoczerwonym hełmem.
Kościół otaczają nowe wille, przeważnie tynkowane na biało, budowane na dwa sposoby: albo w kubik, czyli z płaskim dachem, albo w trójkącik, czyli z dachem spadzistym. Być może z powodu zieleni w tle wioska sprawia przyjemne wrażenie.
Największą atrakcją miejscowości Białogóra jest oczywiście szeroka piaszczysta plaża położona nad otwartym morzem. Dalej ciągnie się pasmo dość okazałych wydm. W odległości 2,5 km na północny wschód od wsi Białogóra znajduje się najwyższa zalesiona wydma, od której wzięło nazwę letnisko. Wokół ciągną się sosnowe lasy, gdzie można spacerować, zbierać grzyby lub jagody. Atrakcję stanowi też pobliska stadnina z zagrodami (sprytnie udającymi ryglowe), zadbanymi końmi oraz matą karczmą, gdzie amatorzy konnych eskapad toczą pogawędki przy piwie. W Białogórze działa komunikacja miejska na trasie centrum - plaża. W tej roli występują wozy zaprzężone w konie, jakby żywcem przeniesione z westernów.
Niedaleko od morza położony jest rezerwat Białogóra (pow. 211,07 ha), który chroni fragmenty nadmorskiego lasu bagiennego oraz boru bażynowego. Lasy otaczają rozległe obniżenia terenu za wydmami. Na wiosnę i częściowo latem stoi tu woda. Na kwaśnym podłożu występuje wiele rzadkich gatunków roślin typowych dla flory atlantyckiej: woskownica europejska, wrzosiec bagienny, brzeżyca jednokwiatowa, sit sztywny, wełnianeczka darniowa oraz trzy gatunki rosiczki. Rezerwat jest jednym z dwóch miejsc w Polsce, gdzie rośnie trawa ponikło wielołodygowe, bardzo rzadką trawą jest także przygieika brunatna. Niestety cennemu torfowisku coraz bardziej zagrażają turyści. Podobno nawet budowa drogi na plażę doprowadziłaby do odwodnienia terenu i powolnej degradacji środowiska.Największą atrakcję Białogóry stanowi oczywiście szeroka piaszczysta plaża, oddzielona od wioski 800-metrowym pasem lasu sosnowego i wydm. Około 2,5 km na północny wschód od wsi znajduje się najwyższa, dziś zalesiona, a ongiś piaszczysta biała wydma, od której wzięła nazwę miejscowość.
Załącznik 3131
Panie Doktorze
Ta polemika z Wolfi na forum to przede wszystkim polemika z Dr.A Vollmar i wynikami jej badań , do których link zamieściłam nawet na tym forum , szkoda ,że nie odniósł się Pan do tego szerzej. Pierwsze pytanie ,które mi się nasuwa - jakie Pan prowadził badania naukowe na WILCZARZACH ,żeby taką polemikę z autorytetami europejskimi i światowymi prowadzić ?
Czy wilczarz jest rasą wyjatkową ? Dla mnie tak. Jeśli chodzi o kardiomiopatię -mniej , bo wilczarzy dotyczy kardiomiopatia ras olbrzymich i jest to DCM.
Oczywiście u wilczarza także może się rozwinąć kardiomiopatia wtórna - na tle różnych czynników zapalnych i pozapalnych ( parwowirus, sarkosporoidoza, cysticerkoza, grzyby, toksoplazmoza, riketsjoza, borelioza ) ALE NIE MA TO ZNACZENIA dla programu hodowlanego bo choroba nie jest genetycznie przekazywana !!!
Natomiast w przypadku kardiomiopatii DCM udowodniono ponad wszelką wątpliwość podłoże genetyczne i predylekcję rasową . Wspólną cecha dla wielu ras jest,że częściej choroba dotyczy samców i częstotliwość występowania nasila się wraz z wiekiem.
Dlatego też NIE MOŻNA zapewniać ,że pies 3-letni jest praktycznie wolny od DCM.
Średni wiek wystąpienia zmian w badaniach A.Vollmar to pies 4 letni.
Dlaczego jest tak ważne by zdiagnozować we wczesnym stadium to schorzenie ?
Udowodniono tło genetyczne DCM u wielu ras, dlatego też ma to duże znaczenie dla przyszłości hodowli psów ras zagrożonych - można we wczesnym stadium usunąć z hodowli
psy-nosicieli wadliwych genów.
Takie tło genetyczne udowodniono w przypadku bokserów ( Catthy Meurs 1999 ), nowofunlandów ( Joannna Dukes-MacEwan 1997 ), wilczarzy irlandzkich ( Cobb 1996 ),
dogów niemieckich ( Cathy Meurs 2001 ), oraz u portugalskich psów wodnych. U tej ostatniej rasy oraz u dobermanów stwierdzono wyjątkową postać DCM - dotyczyła ona psów już w wieku 3-5 tygodni z całych miotów.
Kardiomiopatie rodzinne czyli te w/w dobermanow , spanieli , bokserow tu prawdopodobnie jest to podloze genetyczne [na dzien dzisiejszy i mój stan wiedzy wilczarz nie ma takiego statusu]. - zachęcam do uaktualnienia wiedzy na ten temat.
Jeśli nie w j.angielskim , polecam pracę lek.wet.Rafała Niziołka -członek Europejskiego Stowarzyszenia Kardiologii Weterynaryjnej, Członej Sekcji Kardiologicznej PSLWMZ.-
" Kardiomiopatie u psów -aktualne spojrzenie ".
To ,ze uzylem sformułowania ze pies jest prawdopodobnie wolny od tej choroby o podlozu genetycznym to fakt i twierdze ze mialem prawo uzyc takiego sformułowania. My lekarze musimy się na czyms opierac . Opieramy się na klinice i statystykach ma dzien badania pies ma serce jak dzwon Oczywiście ze wszystko się może zdarzyc nawet za dwa dni
Właśnie to " prawdopodobnie " jest czystym pobożnym gdybaniem.
Zalecenia Dr.Vollmar prowadzą w kierunku regularnych badań i przywiązywania ogromnej uwagi do nie rozmnażania psów z chorych linii , ograniczania miotów po jednym psie-chyba ,że ma rodziców ,dziadków i pradziadków wolnych od DCM.
I to jest myślenie o przyszłości rasy i jej zdrowiu.
Czy z tą myślą reprezentowaną przeze mnie samotnie w tymże gronie forumowym, a teraz poszerzonym o lekarskie ...- mam rozumieć jest polemika ?!
Czyli po zapoznani się z tymi danymi przyzna pani,że psa zbadanego w wieku 3 lat raczej można wykluczyc i uznac za wolnego od takiej wady
Na podstawie znanych mi doniesień o DCM u wilczarzy nie widzę podstaw do takich wniosków po JEDNYM badaniu psa w wieku 3 lat.
Kryteria screeningu w kierunku DCM obejmują parametry ECHO :LVIDs>41 mm, LVIDd> 60 mm, FS <25% , dodatkowe pomiary w 2D czterokomorowy obraz komór i przedsionków LAd>56 mm, RVIDd>35 mmi obecność AF lub innych arytmii.
Badania powinny być nawet co 6-12 miesięcy , jeśli możliwe.
Wszystkie te dane wpisywane są w Certyfikat Kardiologiczny.
wy tu o ;;kosmosie rozprawiacie;; ]
Nie jest to żaden kosmos - tylko choroba , o której w świecie od dawna się wie, mówi i z nią walczy. .
Pani E.McBryde w książce " The Magnificent Irish Wolfhound " -1998 rok pisze rozlegle o problemach z sercem u wilczarzy, o DCM - i prosi " Have an annual ECG on your Wolfhound's heart to check its status ."
Również pani Linda Gover " Affected hounds should not be bred from ."
Hodowcy mający te choćby książki -chyba je czytają ...
Cieszę się ,że swoją wiedza mogę poszerzyc wiedzę hodowców wilczarzy w Polsce na temat rasy, którą hodują i także zainteresowanych wilczarzami lekarzy weterynarii.
Wszystko dla dobra wilczarzy.
Z poważaniem
Ewa Frydecka
Ja pozwolę sobie porównać literaturę do sportu, a ściślej - do tenisa ziemnego, bo myślę, że jest to poniekąd bardzo trafne porównanie, a także wiem, że wszystko na ten temat wiem Mówię tutaj o realiach polskich, bo tylko one - w skali europejskiej - są pojebane i nic nie zapewniają.
Otóż cały rynek tego nieszczęsnego sportu napędzany jest przez amatorów, to oni kupują sprzęt za cenę katalogową, to oni wynajmują korty za cenę najwyższą z możliwych, to ich jest jak na potęgę i rosną niczym grzyby po deszczu. Więc automatycznie - co jest absurdem - to oni mają pierwszeństwo, jeśli chodzi o wynajem kortu. Ściślej rzecz ujmując, klub ma do wyboru wpisać w grafik na całą zimę albo amatora, który płaci 60zł za godzinę kortu, albo zawodnika, który płaci 20zł albo nic. Wiadomo, ze wybierze tego pierwszego, przez co zawodnicy zmuszeni są ćwiczyć w niedogodnych porach, najczęściej bardzo wcześnie rano, czyli - jeśli chodzi o okres zimowy - jeszcze przed wschodem słońca. Oczywiste jest też to, że zawodnik, jeśli jest dobry, dostaje rakiety, naciągi, torby, owijki, a czasem jeszcze ubrania i obuwie za darmo, na co amator, wydawałoby się, nie może raczej raczej liczyć. Trzeźwo myśląc, to zawodnik powinien dostawać jakieś przywileje i ulgi, związane z poziomem, jaki prezentuje. Bo jak porównać mistrza Polski, dajmy na to, do lat 16, który trenuje 4godziny dziennie, a na dodatek reprezentuje kraj i w rankingu europejskim plasuje się na miejscu, załóżmy, piętnastym, z amatorem, który jest gruby, brzydki i na dodatek ośmiesza ten sport. Tutaj rzecz jednak nie jest oczywista, bo rynek amatorski jest tak duży, że turniejów dla tego szerokiego grona strasznie się ostatnimi czasy namnożyło. Firmy produkujące sprzęt uznały to za genialny pomysł na reklamę i zaczęły ciąć kontrakty z zawodnikami i podpisywać jej - o zgrozo! - z amatorami, co prawda tymi lepszymi, ale dalej jest to zatrważające. Tak więc zawodnicy, którzy mieli od zawsze sprzęt za darmo, nagle już go nie mają, a jeśli miel szczęście, dostali 50% zniżki, co i tak powoduje, że muszą wydać ok. 3tys jednorazowo. Myślę, że nie ma co się dziwić, że tak właśnie wygląda wygląda polski sport, bo mamy tutaj do czynienia z typową komercjalizacją - nikt nie zwraca uwagi na aspekty poza-pieniężne. U naszych zachodnich sąsiadów takie działania byłyby nie do pomyślenia, bo tam, co prawda, amatorzy są ogniwem napędzającym, ale sport zawodowy jest nie do ruszenia i zawsze stawiają go ponad amatorskim. Wyjątek potwierdzający regułę - w tym wypadku chory wyjątek - stanowią Radwańskie, bo gdy tylko się pojawiają, bez rezerwacji, bez niczego, ludzie, którzy w tym momencie grają, są automatycznie wyrzucani pod pretekstem wyższych wartości i idei sporu. I znowu nie odczują tego amatorzy, bo zapłacili więcej, tylko właśnie zawodnicy, bo to śmieci, którymi można pomiatać. Do czego zmierzam? Ano do tego, że zawodnik mimo wszystko wydaje (musi wydać - na turnieje, hotele, na treningi itp) te 2 bądź 3tys miesięcznie, podczas gdy amator maksymalnie kilkaset złotych, choć uważam, że jeszcze mniej.
Myślę, że tę, dokładnie tę samą różnicę można zaobserwować wśród czytelników. Otóż dzielą się oni na tych, nazwijmy to, bardziej wymagających i na tych, analogicznie rzecz ujmując, mniej wymagających, czyli czytelniczych laików, amatorów, bo jak nazwać fankę post wcześniej wymienionej Kalińskiej? Pierwszy rodzaj czytelników - założę się niemal o każde pieniądze - wydaje miesięcznie dużo więcej na książki niż grupa druga, grupa debili czytelniczych, i nie jest teraz ważne, jakie są tego powody itp. Fakty są takie, że rynek robi wszystko dla czytelników drugiego sortu, bo stanowią dużo, dużo większe grono potencjalnych klientów, dla czytelników pierwszego sortu nie robi się praktycznie nic. Czytelnikom ambitniejszym podstawia się kule pod nogi: nie tłumaczy się wybitnych dzieł znanych autorów, nie tłumaczy się dzieł autorów jeszcze nietłumaczonych i nie wznawia się - nie wiem, z jakiego powodu - wydań co poniektórych książek, które, nawiasem mówiąc, rozeszły się jak świeże bułeczki. Istnieją instytucje wspierające kulturę nieco wyższą, ale powiedzmy sobie szczerze, co taka instytucja (jedna z drugą) może zrobić? Gówno może, bo wiadomo, że za rok, dwa, trzy i tak padnie, na jej miejsce powstanie nowa, która też padnie. Trend jest bardzo niedobry, bo o ile dziesięć lat temu nie było w księgarniach niektórych wartościowych pozycji, które teraz już są (mam na myśli zaległe tłumaczenia itp), o tyle nie było też tyle gówna. Analogicznie rzecz rozpatrując, dziesięć lat temu nie było na kortach tylu amatorów, a zawodnicy stanowili - nie boję się tego rzecz - pokaźną grupę, ale jest jeszcze druga strona medalu, bo dziesięć lat temu nie mieliśmy też zawodników na miarę Kubota, debla Frystenberg/Matkowski czy właśnie Radwańskiej. O co chodzi? Chodzi o to, że w miarę, jak na rynku pojawia się coraz więcej ciekawych pozycji, pozycji nieciekawych przybywa kilkanaście razy więcej.
Jaka z tego konkluzja? Konkluzji nie ma żadnej, bo jest, jak jest
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwpserwis.htw.pl
|