U nas biało, bielutko. Przepiękna zima. Jej uroki niech opisują poeci. Ja już w krainę zimowej fantazji nie wkraczam. Kilka dni temu coś mnie podkusiło zagrać rolę jak z powieści Londona. Pięknie się czyta lub ogląda te ośnieżone połacie ziemi i dzielnego wędrującego po nich przepięknego psa. Gorzej jak się jest tym przepięknym psem. Bardzo późno wyszliśmy na spacer. Oczywiście z powodu bardzo ważnych komputerowych czynności. Wiał zimny wiatr, sypał śniegiem w oczy. Ale ja ubrany w cieplutkie futerko, nawet zadowolony byłem z pogody. To postanowiłem odegrać rolę filmowego zwierzaka maszerującego dzielnie wśród zamieci. Jak tylko zobaczyłem ciemną alejkę, coś mnie podkusiło i pognałem w las ( dobra, dobra osiedlowy lasek), pognałem dośc daleko. Po obwąchaniu wszystkich ciekawych miejsc, zacząłem się rozglądać. A tu nie ma żywego ducha. Jest tylko śnieg, ciemność i ja Juniorek. Już nie chcę być samotnym wędrowcem, ja chce do pańci - tak sobie myślę. Lecę w jedną stronę, lecę w drugą to samo.Nikogo. Tylko nieprzyjazna pogoda. Ło, matko niby znam te miejsca, ale one inne są. Drzewa większe, krzaki łapią mnie za sierść, wpadam w jakieś doły. Pańci nie widać, a powinna być. Już zacząłem rozmyślania, że pewnie zrezygnowała z mego towarzystwa, a miało być aż po grób. Rozczulam się nad sobą bardzo. A im bardziej się roztkliwiałem tym smutniejszy byłem. Jak już stałem się zupełnie rozklejony, ot składałem się z samych smutnych kawałeczków kochanego pieseczka i miałem ułożyć się gdzieś w śnieżnej zaspie celem wspominania dobrych chwil, usłyszałem nawoływania. Te hałasy przeszkadzały mi w skupieniu się i snuciu lamentów nad moim tragicznym losem. Czemuż to ja, maleńka drobinka w niezmierzonej toni kosmosu mam doświadczać takich okrutności. Nie dość, że tylko wiatr mnie będzie głaskał ( kurcze , ten północny to potrafi głaskaniem zmrozić nawet mocno futrzastego czworonoga), kałuża ukoi pragnienie. Co ty chłopie wymyślasz. Gdzie ty znajdziesz kałużę o tej porze roku. Śniegu będziesz musiał się nałykać. A pamiętasz co kierowniczka mówiła na temat konsumpcji śniegu. On szkodliwy jest, zdrowie psa pogarsza. Perspektywa straszna. Albo zgon z pragnienia, albo zatrucie białą substancją. A jedzenie. Może gdzieś ze śmietnika sobie wydobędę. Też mocno szkodliwe bywa. A w lasku coraz głośniej. Mijam w tej wędrówce polankę, a na niej dwie postaci krzyczące cos do mnie. Wokół postaci uwija się kilka dziwnych kropeczek. Poruszają się, a nóg nie widzę. Co jest? Jeszcze mi widoku ruchomych szczoteczek brakuje. A tamci wołają i o pańci coś mówią. Popatrzyłem, podstęp rozgryzłem. Powoływać się na moją pańcię. Skąd niby ją znają. Pewnie pułapka jakaś. Tyłem, spokojnie się wycofałem. Od jednej szczoteczki nawet poczułem znajomy zapach, właściwie ślad zapachu. Ale niepewne to było. Ten zapach na małym yoreczku to mogła wywołać moja tęskna myśl o utraconym domu. Mijam znów jakieś drzewa. Następna osoba z psem mnie nawołuje. To musi być jakaś zaplanowana akcja. Chcą mnie zniszczyć. Trzeba się kryć. Łatwo powiedzieć. Jak coraz więcej ludzi w tym lasku. Nocna promenada. W dzień nie ma tylu spacerujących co w tę zimną lutową noc. Tak się zamyśliłem nad miejscem schronienia, że nie zauważyłem jak koło mnie pojawiły się dwie panie. Nagle usłyszałem: Juniorku, jesteś, już dobrze i jedna capnęła mnie za szyję. Osobę znam, nigdy krzywdy mi nie zrobiła, ale skąd mam wiedzieć, że nie uczestniczy w spisku. Mówi do mnie przyjacielsko, mile, ale od czasu wykrzykuje jedno słowo: jest. I pojawia się koło mnie dysząca jak parowóz pańcia. Ze szczęścia chyba skamieniałem. No, ruszyć się nie mogłem. Wrócił mój dom. Będzie dobrze. Otrząsnąłem się ze smutku i tragicznych myśli. Zaraz też obrazowo pokazałem swoje niezadowolenie z powodu zgubienia mnie. Wytarmosiłem opiekunkę za kurtkę. Naszarpałem ile się tylko dało. Dwóch psów nie potrafisz upilnować. Takie to trudne. Gdzie ty byłaś jak ja z rozpaczy umierałem? A potem razem udaliśmy się na poszukiwanie pańcia i Szokiego, którzy też zażywali ruchu. Może nie całkiem tylko dla zdrowia, ale zawsze kondycję sobie poprawiali. A informacja o moim odnalezieniu telepatycznie chyba dotarła do nich wcześniej. Ha, Szokitek piękny taniec radości pokazał. Ach, te jego przysiady, unoszenia tyłu, obkręcania. Miło patrzeć. A i nasz kot bardzo sobie chwalił nasz powrót. Kierownictwo zamiast grzecznie w łóżeczku o północy leżeć, koiło stargane nerwy pijąc herbatkę z rumem i przegryzając ciasteczka. A w ramach atrakcji rzucało kotu piłeczkę. A i ciasteczka dostosowane do gustu persika na talerzyku leżały. Grześki i karpatka kokosowa. Innego smaku Bazylijan nie uznaje. Nam to obojętne, choć ja wolę domowe wypieki. Tacy dobrzy dla zwierząt chcieli być ci nasi współtowarzysze życia. Właściciele roku. Hi, hi, hi, a psa zgubiła.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwpserwis.htw.pl
|