Witam Cieszę się ,że mogę uczestniczyć w waszej rozmowie.
Obecnie prowadzę gabinet masażu "Dakini" we Wrocławiu , który jest podobny do opisywany przez Was masaż TAO. Pomysł narodził mi się kiedy , na kursie masażu polinezyjskiego jedna z kursantek powiedziała ,że interesujące byłoby masowanie całego ciała , łącznie z miejscami intymnymi , wtedy masaż jest taki wykończony.
Zdecydowałem się na szybkie szkolenie masażu miejsc intymnych. Obecnie jestem przygotowany na szkolenie nowej kadry masażystów. Posiadam umiejętności masażu polinezyjskiego i hinduskiego. W większości moimi klientami są panowie i wiadomo ,że chcą być masowani przez panie. Mam dużo zgłoszeń pań na podjęcie pracy w moim salonie , ale kiedy dowiadują się szczegółów , rezygnują. Jest to trochę dziwne , bo gdy idą do ginekologa to wydaje im się normalne i naturalne. Masaż ,który jest masażem potrzebnym dla nas wszystkich traktują go jak coś co sieje zgorszeniem i prostytucją. Największa opinia wyszła z agencji towarzyskich ,które pod przykrywką "masaże" wykonują działalność prostytucji.
Nie ukrywam , ale mam kilka miłych listów i telefonów od zainteresowanych z całego kraju ale nie tylko.
Ten cennik , który został przedstawiony w obliczeniach to trochę jest przesadzony. Masaż powinien odbyć się min. 2h - wtedy to ma jakiś sens. Godzina masażu za 70 zł to tak jak zakupy w hipermarkecie - tanio i bez jakości. Proszę kolejny do masażu jak w produkcji.
Cechą egzotycznych masaży jest , przekazania właściwej energii we właściwy sposób. Sam klimat oraz ceremonia przed i po masażu dodaje niedopisania wrażeń i odczuć. Połączenie z umiejętnościami masażu to naprawdę raj dla ciała i umysłu.
Jeśli jesteście zainteresowani informacjami na ten temat piszcie. Zapraszam również na szkolenia i oczywiście do mojego gabinetu :))) więcej na stronie dakini.yoyo.
Można już pływać we wrocławskim aquaparku
Agnieszka Czajkowska, jaha 2008-02-15, ostatnia aktualizacja 2008-02-17 13:42
W czasie ślizgu na torze Turbo mamy wrażenie, jakbyśmy spadali z wysokiej ściany wodospadu. To tylko jedna z atrakcji otwartego w sobotę wrocławskiego aquaparku. Tłoku na razie nie ma
Wrocławski Park Wodny to nie tylko baseny i zjeżdżalnie, ale też sauny, galerie wypoczynkowe z leżakami, solaria, bary i restauracje. Nowoczesny obiekt większe wrażenie robi jednak z zewnątrz. Kiedy wejdzie się do środka, wszystko to wydaje się mniejsze i skromniejsze. W sobotę rano i po południu nie było tu tłumów. Odwiedzający na bieżąco przechodzi przez bramki przy kasach. W większości byli to rodzice z dziećmi w wieku szkolnym, nastolatki i młode pary.
W pierwszy dzień najwięcej zamieszania było przy kasach - obsługa walczyła z nowym systemem, co powodowało kilkuminutowe zatory.
Pani Beata, właścicielka salonu kosmetycznego we Wrocławiu: - Wrażenie robią zjeżdżalnie, ale to zabawa głównie dla młodzieży. Moje dzieci są na to za małe. Cieszę się, że pomyślano o kąciku dla najmłodszych. Woda jest ciepła, na razie nie ma ścisku. Moje córeczki świetnie się bawią.
Rzeczywiście woda była ciepła głównie w wydzielonych miejscach dla dzieci. W całym obiekcie było raczej chłodno.
Kolejki chętnych ustawiały się głównie do zjeżdżalni. Jedna z nich była w już w pierwszy dzień działania - chwilowo nieczynna. Świetne rozwiązanie to gumowe koła (także podwójne), na których można zjeżdżać. W sobotę bawiły się tu całe rodziny. Najtrudniejszy tor - Turbo - to zjeżdżalnia dozwolona powyżej 12 lat. W czasie ślizgu w dół mamy wrażenie, jakbyśmy spadali z wysokiej ściany wodospadu.
Minusy? Koedukacyjne pomieszczenie z szatniami i przebieralniami, do którego wchodzi się prosto z kas. Mało intymności, zimno, podłoga w oka mgnieniu robi się czarna. Do tego rzędy suszarek wmontowanych w ścianę. Nie można swobodnie wysuszyć włosów - jedyna możliwa pozycja to stanie na baczność. Fatalne rozwiązanie, jeśli chodzi o młodsze dzieci.
Krzysiek, gimnazjalista ze Środy Śląskiej: - Fajnie, ale bardzo drogo. Przyjedziemy z kolegami dopiero za miesiąc, jak dobrze pójdzie. Mają tu super basen. Podobało mi się, bo prawie nie było w nim ludzi.
Wrocławski Park Wodny przy Borowskiej czynny jest codziennie od 8 do 22. Ceny biletów uzależnione są od czasu, jaki będziemy chcieli spędzić w aquaparku, i atrakcji, na jakie się zdecydujemy. Godzina korzystania z 25-metrowej sportowej pływalni kosztuje 12 zł, jeśli zdecydujemy się na pływanie w godz. 6-16, i 11 zł w godz. 16-23. Bilety ulgowe są o złotówkę tańsze.
Osobne ceny obowiązują za wejście do strefy rekreacyjnej, gdzie czekają na nas m.in. basen z falami, które mogą mieć nawet dwa metry wysokości, leniwa rzeka wypływająca na zewnątrz obiektu, basen solankowy, cztery różne zjeżdżalnie, w tym jedna zakończona skocznią. Za godzinę korzystania z tych przyjemności zapłacimy 15 zł od poniedziałku do piątku i 18 zł w weekendy i święta. Bilety ulgowe kosztują odpowiednio 13 i 14 zł. Jeśli zdecydujemy się na dłuższy pobyt w aquaparku, druga i trzecia godzina będą tańsze.
W strefie saunarium znajdują się sauny fińskie, łaźnie parowe i kamienne oraz kilka jacuzzi. W specjalnej sali wypełnionej piaskiem odtworzony został klimat pustyni, w innych znajdują się gabinety masażu, pielęgnacji i odnowy biologicznej (na zabiegi obowiązywać będzie osobny cennik i trzeba będzie się wcześniej zapisywać). Spędzona tam godzina kosztować będzie 22 zł w dni powszednie i 24 zł w weekendy i święta. Za bilety ulgowe zapłacimy 17 i 19 zł.
Są też wejściówki łączne na część rekreacyjną i sauny. Dwugodzinna przepustka to koszt rzędu 40 zł w dni powszednie i 44 zł w weekendy. Łączone bilety ulgowe kosztować będą odpowiednio 32 i 35 zł.
Całodniowa wejściówka uprawniająca do korzystania z wszystkich atrakcji kosztować będzie 90 zł od poniedziałku do piątku, 99 zł w weekendy i święta, a ulgowa odpowiednio: 72 i 79 zł.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
" />Witajcie. Moja Mama próbuje mnie wychowywać bezpieluszkowo, w czym pomagam jej jak umiem. Na razie mam dopiero 4 tygodnie i nie zawsze nam wychodzi, wiec Mama ubiera mnie w ekologiczne pieluszki. Kiedy byłem jeszcze w brzuszku, Ewa z Pieluszkarni bardzo pomogła Mamie wybrać wszystko tak, żeby było mi sucho i wygodnie, dlatego teraz chciałem Wam opowiedzieć o tym jak się urodziłem.
Moja opowieść porodowa zaczyna się właściwie od zamknięcia Domu Narodzin. I nie jest to tylko historia o mnie i moich rodzicach, ale też o wielu ciotkach położnych, które pomagały mi na wszystkich etapach mojej drogi â kiedy byłem jeszcze w brzuszku, kiedy się rodziłem i potem, kiedy moja Mama miała niezliczone pytania jak najlepiej się mną opiekować. Okazuje się, że kiedy wszystko jest dobrze z ciążą i porodem lekarz w ogóle nie jest potrzebny!* Ale po kolei.
Szpital to nie jest miejsce dla zdrowych ludzi â stwierdziła moja Mama jeszcze zanim zaszła w ciążę, wzdragając się na myśl o szpitalnych procedurach, zapachach i nieprzyjaznej rutynie, w którą popadła większość kompetentnych skądinąd lekarzy, położnych i personelu szpitalnego. Poród w domu â cóż, jestem jej pierwszym dzieckiem i uznała, że to zbyt ryzykowne. Dom Narodzin, miejsce gdzie bylibyśmy z Mamą otoczeni troskliwą i ciepłą uwagą a jednocześnie wyposażone w podstawowy sprzęt do ratowania życia i ze szpitalem na wyciągnięcie ręki, wydawał się moim Rodzicom rozwiązaniem idealnym. Kiedy dowiedzieli się, że Dom Narodzin jest zamknięty, byli w kropce. Mama przygotowała listę pytań do szpitala, ale szybko okazało się, że nie znajdziemy miejsca, które spełni wszystkie jej oczekiwania. Nieprzerwany kontakt ze mną po porodzie aż do po pierwszym karmieniu? Pępowina przecięta dopiero kiedy przestanie tętnić? Te i inne pomysły były nie do przyjęcia przez warszawskie szpitale. Znajomi i lekarze kręcili głowami słysząc, że Mama nie chce żadnych interwencji medycznych â oksytocyny, znieczulenia lekami⌠Na jej tłumaczenia, że wszystkie te interwencje mają swoje skutki uboczne, a jedna pociąga za sobą następne mówili tylko â zobaczysz jak zaczniesz rodzić, będziesz jeszcze wołać o znieczulenie. W końcu przestała tłumaczyć i przekonywać, że wie co dla nas jest najlepsze. Wszyscy odetchnęli kiedy zaczęła mówić, że urodzę się w szpitalu w Wołominie. Myślę, że gdyby nie wsparcie Taty, nie dałaby rady wytrzymać tej presji.
Wtedy Mama skontaktowała się z Ireną Chołuj, która przyjęła więcej porodów domowych, niż ja mam włosów na głowie (a trochę ich mam!). Ciocia Irenka zgodziła się pomóc przyjść mi na świat. Przywitała się ze mną cieplutko, pogłaskała mnie przez brzuszek i długo rozmawiała z Rodzicami. Po tej wizycie Mama była spokojniejsza, ale nadal trochę się obawiała, że możemy mieć jakieś kłopoty przy porodzie. Jednak im bliżej było terminu, tym bardziej była przekonana, że będziemy najszczęśliwsi, jeśli urodzę się w domu. Tym bardziej, że czytając âŸUrodzić razem i naturalnieâ Ireny Chołuj, âŸOdkrywam macierzyństwoâ Preeti Agraval, a nawet Podręczną Encyklopedię Zdrowia (Zysk i S-ka, 2002) dowiedziała się, że kiedy nie ma kłopotów z ciążą, poród w domu jest tak samo bezpieczny jak w szpitalu. Był jeszcze jeden kłopot. Miałem krótką pępowinę i nie dałem rady się obrócić. Mama masowała mnie przez brzuszek, jak jej pokazała ciocia Ania Litkie (która masowała ją w ciąży i po porodzie), kładła się z brzuszkiem do góry, ale mimo że się starałem, nie dałem rady się obrócić. Pomógł mi dopiero doktor Zwoliński w szpitalu na Madalińskiego. Poszło szybciutko, nawet nie zdążyłem się przestraszyć ď Niezłego stracha napędziłem za to Mamie jak już zacząłem się rodzić. Ciocia Irenka była właśnie we Wrocławiu, a szpital w Wołominie chwilowo został zamknięty. Ale od czego ma się tyle super ciotek! Ciocia Irenka z ciocią Kasią Grzybowską (założycielką Domu Narodzin) razem przekonały Marię Romanowską, żeby pomogła mi przyjść na świat w domu. No tak, bo kiedy zacząłem się rodzić moja Mama już nie miała wątpliwości, że nigdzie nie idzie, zostaje w domu. Urodziłem się 25 września, o 13.35 (3.7kg żywej wagi i 55cm wzrostu). W porodzie oprócz ciotki Mary towarzyszyła mi jeszcze Łucja "Lucy" Talma (obie ze szpitala Św. Zofii), no i oczywiście mój wspaniały Tata, który był przy Mamie cały czas i bardzo mocno ją wspierał. Sąsiedzi byli bardzo dzielni, ale i troskliwi (ktoś przyszedł zapytać czy nie trzeba przypadkiem pomóc, ktoś inny podesłał policję, a jeszcze ktoś karetkę). Poród w domu był niesamowitym przeżyciem. Trwał 14 godzin - żaden szpital nie okazałby nam tyle cierpliwości. Ale ja właśnie tyle czasu potrzebowałem - urodziłem się różowiutki i prawie w ogóle nie płakałem :-) Nie jestem w stanie opisać jak ciepłe i intymne było to przeżycie dla całej naszej rodziny, mimo całego bólu który ze sobą niosło. Oby każdemu dane było doznać takich uczuć. Nie były potrzebne żadne interwencje medyczne. Mama znieczulana była naturalnie - masażem, akupresurą, ciepłą wodą w wannie. W nagrodę od pierwszych chwil po porodzie mogła siedzieć. Czujemy się dobrze. Ja jestem zdrowiutki i bardzo spokojny. Uwielbiam leżeć na brzuchach rodziców. Jem dużo i często. Od drugiego tygodnia życia rodzice zabierają mnie na spacery w chuście. Dzięki temu mogę sobie rozkosznie drzemać w uszach mając moją ulubioną muzykę - bicie ich serca.
Pozdrawiam wszystkie położne, mamy i tatusiów (a szczególnie moich). A jeśli będziecie chcieli wiedzieć coś wiecej â piszcie do mojej Mamy: arzewuska-paca@o2.pl Jan Kajetan
* Dowiedziałem się, że położna może też prowadzić ciążę (i jest, moim zdaniem, bardziej w tym kompetentna niż lekarz, ponieważ interesuje ją nie tylko stan fizyczny przyszłej mamy, ale też jej psychika, nastawienie do porodu, itp.). JAn
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwpserwis.htw.pl
|