" /> ">Polak winny Niemcom 25 mln euro; miał 10 dni. Niemiecki fiskus zażądał od Polaka podejrzanego o przemyt papierosów 25 mln euro cła. Pomimo braku dowodów Polak traci majątek. Polski komornik, który egzekwuje niemieckie żądania, za pomoc kasuje Niemców na milion euro. W najnowszych wydaniu "Sueddeutsche Zeitung" opisuje niezwykłą przygodę Polaka ze Szczecina z niemieckim fiskusem. "Nieszczęście maklera nieruchomości Grzegorza Smolnego zaczęło się 25 sierpnia, gdy własnoręcznie wyciąga ze skrzynki pocztowej 22-stronicowe pismo pełne napisanych drobnym maczkiem zdań, liczb i odsetek" - pisze dziennik. "Najważniejsza informacja również do niego dociera: Polak jest winny niemieckiemu fiskusowi 25 milionów euro plus odsetki". Pieniądze mają wpłynąć w ciągu dziesięciu dni - to standardowe zachowanie niemieckiego urzędu skarbowego, jeżeli jest przekonany, że podatnik zalega mu z kasą.
Kiepski dowcip
Smolny potraktował sprawę jak dowcip i nie zareagował. Ponieważ nie odwołał się od decyzji skarbówki, ta się uprawomocniła. Niemcy twierdzą, że Polak przemycił 168 milionów papierosów. Swego czasu urząd celny (jak twierdzi "Sueddeutsche Zeitung": z pogwałceniem prawa) podsłuchiwał rozmowy telefoniczne, z których miało wynikać, że Smolny zajmuje się przemytem na dużą skalę. Polak twierdzi, że to nieprawda.
Polski adwokat Smolnego, Dariusz Niebieszczański ze Szczecina, przyznaje, że owszem - był "parę lat temu w imieniu swojego klienta na sprawie karnej gdzieś w Niemczech" - nie przypomina sobie gdzie to było dokładnie - "jednak Smolny nie został skazany z braku dowodów" oraz "bo go na sprawie nie było". "Był w Polsce", dodał.
Prosimy do kasy
Pod względem prawnym sprawa jest co najmniej dziwna. Niemcy nie mają nic w ręku, nie doprowadzili nawet do przesłuchania Polaka, ani go nie skazali. Niezależnie od tego zażądali od niego zapłaty cła za wwóz papierosów - łącznie 25 milionów euro.
Niemiecki adwokat Smolnego, Bernhard Bytomski nazywa sprawę po imieniu, mówi: "To skandal". Faktem, że długi powstały na podstawie nieudowodnionych zarzutów, niemiecka skarbówka najwyraźniej się nie przejmuje.
Milion dla komornika
W międzyczasie u Smolnego pojawił się polski komornik. W ramach tzw. pomocy urzędowej miał za zadanie ściągnąć dług, donosi Sueddeutsche Zeitung. Zdaniem niemieckiego adwokata Bernharda Bytomskiego polski komornik w imieniu niemieckiego urzędu skarbowego "coś" wyegzekwował od dłużnika, nie potrafi jednak podać szczegółów.
Bytomski dodaje jednak, że na sprawie zarobili głównie nie Niemcy, lecz ... polski urząd skarbowy, który za udzielenie pomocy w sprawie miał skasować Niemców na milion euro - sumę Polacy naliczyli jak prowizję za pomoc w wyegzekwowaniu 25 mln długu. - Dziwi mnie, że polski urząd tak dobrze zarobił na całej sprawie - mówi Bernhardt Bytomski, adwokat z Hamburga. Zauważa, że także koszty adwokatów oraz opłat sądowych opiewają już na sumę ponad dwóch milionów euro i "nie wiadomo, kto ma je pokryć". Bytomski dodaje, że nikt nie poczuwa się do winy.
Zabawa w chowanego
Odpowiedzialny za sprawę niemiecki urząd celny w Brunszwiku milczy, a rzecznik prasowy Frank Mauritz uzasadnia, że to tajemnica podatkowa. Tak samo brzmi odpowiedź z federalnego ministerstwa finansów w Berlinie.
Tymczasem niemiecki adwokat Grzegorza Smolnego dalej walczy. Sprawa przeszła już przez cztery instancje i wylądowała w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Mecenas twierdzi, że ma dowody, iż niemiecki urząd celny w Brunszwiku, który wysłał do Smolnego pięć lat temu pierwsze zawiadomienie o 25-milionowym długu, już wtedy wiedział, że sprawa powinna była być unieważniona z braku dowodów. - A mimo to żądał pieniędzy - mówi.
- Mam dokumenty i wypowiedzi potwierdzające, że urzędnicy posługiwali się bezprawnymi metodami i spekulowali, że w międzyczasie uda im się uzyskać przeciwko Polakowi więcej dowodów - mówi Bytomski. - Cała sprawa powinna zostać po prostu unieważniona, bo nie ma ona żadnych podstaw - twierdzi adwokat.
Drugie podejście
W międzyczasie niemiecki prawnik wreszcie uzyskał wgląd w akta sprawy. To sprawiło, że zdecydował się po raz drugi dochodzić praw swojego klienta. W pierwszym podejściu niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe odrzucił jego skargę. Dlatego Bytomski zwrócił się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W międzyczasie ma jednak nadzieję, że ze względu na nowe dowody powiedzie się rewizja w Niemczech.
- Od miesiąca czekam na decyzję najwyższego sądu finansowego z Monachium, który w pierwszym podejściu odrzucił naszą skargę - mówi Bytomski. Dodaje, że tym razem oprócz rewizji zażądał również wymiany sędziów, gdyż z formalnych względów miał podstawy podejrzewać u nich stronniczość. - Od tamtej pory minął miesiąc i na razie jest spokój - dodaje z uśmiechem.
Smolny - kient widmo
Jak donosi "Sueddeutsche Zeitung": "Smolny stracił firmę, przyjaciół, mieszkanie i bez złotówki w kieszeni zamieszkał u swojej matki". Nie może tego potwierdzić niemiecki adwokat Bernhard Bytomski. Spytany o polskiego klienta mówi: "Nie wiem naprawdę, kto to jest. Nigdy się osobiście nie poznaliśmy, bo sprawę dostałem od kolegi z polskiej kancelarii, pana Niebieszczańskiego". Na pytanie czy jest przekonany o niewinności swojego klienta odpowiada: "Nie mam pojęcia, ale system prawa to nie walka o prawdę, tylko o to, jaką prawdę możemy udowodnić".
Jest jeszcze kilka dalszych pytań odnośnie Grzegorza Smolnego, na które nikt do tej pory nie ma odpowiedzi. W krótkiej rozmowie telefonicznej z naszą redakcją Smolny odmawia wszelkich informacji i zdenerwowany kończy po kilkunastu sekundach słowami: "Dziękuję pani za rozmowę".
http://wiadomosci.onet.pl/2142454,12,po ... ,item.html
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwpserwis.htw.pl
|