Dot.: Hiszpania, ok-tours :)
no ja właśnie dzisiaj wróciłam z drugiego turnusu i ogólnie było mega, jestem im mega wdzięczna, bo jestem z Gdyni i zamiast w Bydgoszczy to w Wawie podstawili nam autokar dla Gdynian i 6osób miało calutki autokar dla siebie na trasie stolica-dom <3 byłam pomad 2h szybciej w domu, więc z tym się spisali .
a co do hotelu, nie było źle, pokoje mega małe ale dalo sie wytrzymac, jedzenie = caly czas byly frytki i spagetti XD problemem byly windy, bo byly dwie + towarowa i nie miescily wiecej niz 3os a byly na 4 lub 6, wiec powodzenia wam zycze bo pokoje sa na 5,6 i 7 pietrze .
co do plazy, mega czysta, sliczne morze, mega hiszpanie
co do lloret noca, strasznie duzo murzynow zaczepiajacych cie, i wszyscy caly czas cos gadaja, ale to sie im cos krzyczy i idzie dalej, a do tropixa nie weszlam, bo 16uro mam w sierpniu . strasznie pilnowali, a podrabianie pieczatek nie wyszlo . jedna laska miala uro w pt i nie chcieli jej wpuscic bo sie urodzila jakos o 9 rano czy cos ; oo ale w koncu wpuscili .
barcelona sliczna, ale duzo ludu, na tossie nie bylismy bo nikt nie chcial, gardaland beznadziejny jak dla mnie, bo ja nie lubie takich zabaw, ale jak czekalam na kumpele to ponad godzine, bo tyle w kolejce staly .
rezydentka duuuzo gadala i sie plula, ale nawet spoko , fajeczki spoko, nikt nie zwraca uwagi, opiekunka jarala razem z niektorymi, a o alko wszyscy sie czepiaja wiec trzeba uwazac .
jak sa jeszcze jakies pytania to piszcie .
NTO 29 października 2006
Uczniowie przeniosą się do nowej szkoły
Specjalny Ośrodkek Szkolno-Wychowawczy przeprowadza się na ul. Grodkowską. Będzie miał do dyspozycji 4 tys. metrów powierzchni.
W piwnicy będzie kuchnia, magazyny i szatnia. Na parterze szkoła dla uczniów z większym stopniem niepełnosprawności z salą logopedyczną i rehabilitacyjną. Do tego stołówka i gabinet pielęgniarski.
Na pierwszym piętrze szkoła dla dzieci z mniejszym stopniem niepełnosprawności.
Na drugim piętrze internat na 50 miejsc (do tej pory było ich jedynie 36, dyrektor z ciężkim sercem musiał odmawiać chętnym).
Remont kosztował ponad 2,6 mln zł i trwał aż dwa lata. W starym koszarowcu, który gmina przejęła od wojska, trzeba było wymienić wszystko, od okien i instalacji zaczynając. I zamontować całą masę zabezpieczeń, z drzwiami ogniotrwałymi włącznie. Teraz są też windy, osobowa i towarowa, oraz dwa podjazdy dla niepełnosprawnych.
- Właściwie z budynku została tylko stara skorupa, elewacja i dach - mówi Jacek Tyczka, dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. - Też go trzeba wymienić, ale dopiero w drugim rzucie.
W powiecie, który sprawuje piecze nad Ośrodkiem, mówią, że postawienie nowego budynku może byłoby tańsze, ale nigdzie w okolicy nie ma wolnej działki budowlanej.
Do remontu została także sala gimnastyczna, w której kiedyś ćwiczyli poborowi. Ośrodek walczył o nowy budynek sześć lat, więc jest wdzięczny za to, co dostał.
Dla 280 podopiecznych przeprowadzka oznacza po prostu naukę w normalnych warunkach. Godnie - to jest chyba najwłaściwsze sowo.
- Do tej pory byliśmy największą liczebnie szkołą specjalną na Opolszczyźnie, ale najmniejszą pod względem lokalowym - twierdzi dyrektor Tyczka. - Małe, niefunkcjonalne budynki nie nadawały się na placówkę oświatową. Zajęcia odbywały się aż w trzech miejscach, nauczyciele dokonywali cudów zręczności, by w ciągu 10-minutowej przerwy przemieścić się między salami.
W dotychczasowej siedzibie przy ul. Łąkowej było pięć sal lekcyjnych i tylko dwie pracownie: stolarska i gospodarstwa domowego. Niebezpiecznie strome schody, jedna klatka schodowa i korytarze tak wąskie, że jak się otworzyło drzwi do klas, nie można się było przecisnąć. Uczniowie ćwiczyli w przerobionych pomieszczeniach gospodarczych.
Słowem: codzienna ciężka walka z ciasnotą. W koszarowcu jest aż 4 tys. metrów kwadratowych powierzchni.
- Jeszcze dwa lata temu przewidywaliśmy, że zostanie sporo wolnej przestrzeni - mówi Kazimierz Darowski, naczelnik wydziału edukacji w nyskim starostwie. - Okazuje się, że jest całkowicie wypełniona.
Pięć lat temu uczniów było jeszcze 170, dziś ta liczba niemal się podwoiła. Przyjeżdżają z pięciu gmin, mają różny stopień niepełnosprawności (od głębokiego do lekkiego) i od 7 do 25 lat. Pedagodzy zwracają uwagę, że coraz więcej przybywa gimnazjalistów, którzy jakoś przebrnęli przez podstawówkę, ale już nie dają sobie rady w kolejnej zreformowanej szkole.
Jacek Tyczka mówi, że to znak czasów, objaw cywilizacyjny:
- W całej Europie tak się dzieje. W szkołach publicznych liczba dzieci maleje, w szkołach specjalnych rośnie. Do tej pory te z głębszą niepełnosprawnością były ukrywane w domach, teraz ich rodzice, żeby dostać zasiłek, muszą wykazać, że chodzą do szkoły.
Bieda i bezrobocie też ma wpływ na wzrost liczby podopiecznych.
Minusy tej pracy: znalazłyby się, ale po co o nich mówić?
Plusy: satysfakcja, że niesie się pomoc potrzebującym, obserwowanie, jak wychowankowie odzyskują wiarę w siebie, nadwerężoną po latach nauki w szkole masowej.
Tak więc w poniedziałek na parterze byłego koszarowca dzieci głęboko upośledzone zaczną zajęcia. Na przykład jak jeść, używając noża i widelca.
To też jest pomoc.
Pod lupą
Państwowy Zakład Wychowawczy dla dzieci z niepełnosprawnością intelektualną powołano w Nysie 1 lipca 1962 r. Od 1 września 1962 r. zaczęła działać przy nim szkoła podstawowa specjalna. W pierwszym roku szkolnym zapisano do niej 64 uczniów. Dziś w różnych typach szkół Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego (podstawówki i gimnazja zróżnicowane pod kątem upośledzenia uczniów) uczy się 280 osób. Do tej pory ukończyło go ponad 1200 wychowanków. SOSW zatrudnia 65 pracowników, w tym 47 pedagogów. Jego patronem jest ks. Jan Twardowski.
Źródło: http://www.nto.pl/apps/pb...WIAT02/61029007
Joanna Forysiak
jforysiak@nto.pl
077 44 32 616
A ci armatorzy Cię nie interesują ?
Od wojny na dnie Zatoki Puckiej, w rejonie Osłonina, spoczywają wraki czterech niedużych, drewnianych żaglowców towarowych z przełomu XIX i XX wieku. Dopiero niedawno jednak udało się je zlokalizować i zidentyfikować archeologom podwodnym z Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku.Do wybuchu wojny małe żaglowce eksploatowane były przez armatorów kaszubskich z Rewy. Jeszcze w okresie międzywojennym pod polską banderą żeglowało po Zatoce Gdańskiej dziesięć takich jedno- lub dwumasztowych statków. Ich macierzystą przystanią była Rewa, którą już na niemieckich mapach z ubiegłego stulecia oznaczono, jako mały port morski, choć w rzeczywistości były tam tylko pomost przeładunkowy i kotwicowisko żaglowców. Większość kaszubskich statków uległo uszkodzeniom lub całkowitej zagładzie na kotwicowisku rewskim w latach 1939-1945, a jeden przebudowano po wojnie na kuter rybacki.
- Sporządzając morską dokumentację archeologiczną penetrujemy dokładnie niektóre akweny, wykorzystując m.in. fotografie lotnicze i sonary, elektroniczne urządzenia do wykrywania obiektów podwodnych - mówi Iwona Pomian, kierownik Działu Poszukiwań i Badań Podwodnych CMM.
- Następnie nanosimy na mapy pozycje wszystkich historycznych obiektów podwodnych. Często też sami schodzimy pod wodę, aby obejrzeć jakieś znalezisko. W ten sposób natrafiliśmy cztery wraki żaglowców rewskich, leżące w Zatoce Puckiej, pomiędzy Osłoninem a Beką.Przed trzydziestu laty płetwonurkowie z gdyńskiego klubu Kotwica odnaleźli i spenetrowali powierzchownie pokład jednego z wraków rewskich, który był pozostałością żaglowca "Helena". Wydobyli wtedy z niego lornetkę, kompas i trochę elementów wyposażenia pokładowego. Eksponaty te trafiły do muzeum morskiego.- Postanowiliśmy ponownie odnaleźć wrak "Heleny". Odszukaliśmy nie tylko ten żaglowiec, ale także leżący obok kadłub "Katarzyny" oraz zalegające nieco dalej wraki "Erwina" i "Eugenii". Znaleźliśmy również pozostałości dawnego drewnianego pomostu przeładunkowego - dodaje Pomian.Jacek SieńskiKaszubska żeglugaRozwojowi lokalnej żeglugi towarowej w rejonie Zatoki Gdańskiej sprzyjał brak połączeń drogowych pomiędzy miejscowościami nadbrzeżnymi i na Mierzei Helskiej. Nie bez znaczenia były też niższe koszty przewozów morskich.Już przed sześciu wiekami w okolicy Beki i Rewy przeładowywano na małe żaglowce drewno, spławiane wcześniej rzeką Redą.
W późniejszych stuleciach statkami takimi transportowano, pomiędzy portami leżącymi nad Zatoką Gdańska, torf i materiały budowlane. W XIX wieku niedużymi żaglowcami przewożono do Gdańska piach i żwir pozyskiwany z dna Zatoki Puckiej, a także - głazy i cegły.Nie było przypadkiem, że ośrodkiem lokalnej żeglugi nad Zatoką Gdańską była kaszubska miejscowość Rewa. Zadecydowało o tym jej dogodne położenie nad głęboko wcinającą się w ląd zatoczką, osłoniętą tzw. szperkiem, czyli piaszczystą mierzeją.
ŻAGLOWCE Z REWY
Nazwa -- rok budowy/rok przebudowy -- długość -- armator
1. "Anna" ------------- 1901 ------------------- 13,1 m --- Antoni Pioch
2. "Ekonomia" ------- 1906 ------------------- 11, 8 m -- Franciszek Marek
3. "Erwin" ------------ 1874/1902 ------------ 13, 8 m -- Jan Długi
4. "Eugenia" --------- 1905 ------------------- 12, 4 m -- Franciszek Bigot
5. "Helena" ---------- 1872/1906 ------------ 13, 6 m -- Józef Długi
6. "Henrietta" ------- 1853/1907 ------------ 14, 3 m -- Augustyn Markowc
7. "Henryk" ---------- 1869/1904 ------------ 14, 2 m -- Klemens Długi
8. "Leopold" ---------- 1910 ------------------ 13, 3 m -- Michał Markowc
9. "Marta" ------------ 1862/1905 ----------- 17, 6 m --- Franciszek Voss
10. "Tersa" ----------- 1907 ------------------- 12, 8 m -- Jan Długi
(o zaznaczonych moge powiedzieć więcej - to moj dziadek i pradziadek)
Cztery żaglowce zbudowano w Rewie i wszystkie dziesięć tam przebudowano. Pozostałe sprowadzono do Rewy z portów niemieckich i skandynawskich. Iwona Pomian, kierownik Działu Poszukiwań i Badań Podwodnych Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku:
- Wraki rewskich żaglowców należałoby odsłonić i dokładnie zbadać. Trudność polega na tym, że leżą one kilkaset metrów od brzegu i na małej głębokości. Nie możemy więc podpłynąć do nich naszym statkiem badawczym "Kaszubski Brzeg", gdyż ma on zbyt duże zanurzenie. Badania trzeba będzie prowadzić z lądu, w oparciu o bazę nurkową założoną na płytko zanurzonym pontonie. Musimy znaleźć sponsora, który pokryłby koszty takiej ekspedycji i badań prowadzonych od strony lądu. Postaramy się zainteresować tym środowiska kaszubskie, bowiem znalezisko jest świadectwem wielowiekowych tradycji morskich Kaszubów.
Winda "Katarzyny" według relacji Iwony Pomian, archeologa morskiego, z czterech wraków żaglowców kaszubskich, spoczywających na dnie Zatoki Puckiej, w najlepszym stanie znajduje się kadłub "Katarzyny". Mimo pokrywającej go warstwy glonów, roślinności podwodnej i pąkli, widać wyraźnie wystające z piachu dennego burty z wręgami oraz fragmenty pokładu z windą kotwiczną, lukami i nadbudówką. Zapewne na wszystkich czterech wrakach jest wiele ciekawych obiektów, które powinny wzbogacić zbiory Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku.(JAS)
Źródło: Dziennik Bałtycki Autor: (JAS) 8 luty 2000
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plwpserwis.htw.pl
|